Wspomnienia Służby Wojskowej
Służyłem jako szeregowy w grupie radzieckich wojsk w Niemczech. Ukończyłem tam szkołę podoficerską – mieściła się w Kumiersdorfgut, koło Berlina. Potem ukazał się rozkaz ministra obrony, który zezwalał osobom po szkole podoficerskiej z 10-11 klasami wykształcenia ubiegać się o przyjęcie do szkół wojskowych. Postanowiłem pójść do szkoły samochodowej. Doradzono mi Riazan, Czelabińsk lub Ussuryjsk. Wybrałem Ussuryjsk na Dalekim Wschodzie.
Po zakończeniu szkoły nadano nam stopień podporucznika i trafiłem do 1. Armii OP Specjalnego Przeznaczenia. Przybyłem tam jako podporucznik, i byłem zachwycony! Myślałem, że to wygląda jak sanatorium! Wszystkie obiekty były idealnie zorganizowane. Poszedłem do sali gimnastycznej i pomyślałem – to jest to! To był rok 1968. Zostałem wyznaczony na stanowisko dowódcy plutonu samochodowego.
Później przeniesiono mnie do szkoły podoficerskiej, gdzie uczestniczyłem w szkoleniu dwóch kursów sierżantów. Następnie wyznaczono mnie na stanowisko dowódcy kompanii. Jako podporucznik dowodziłem kompanią w 1969 roku. Po pewnym czasie awansowano mnie na starszego podporucznika. Kompanią samochodową dowodziłem ponad 10 lat. Potem wyznaczono mnie do grupy, nadając stopień majora, a następnie – na naczelnika oddziału i otrzymałem stopień podpułkownika.
Nasza jednostka miała numer 52147 (1491 RBT m. Trudowaja). To była baza, która zaopatrywała w rakiety przeciwlotnicze pułki 10. Korpusu bliskiego i dalekiego pierścienia. W razie wojny naszym zadaniem było zapewnić uzbrojenie i wywieźć wszystkie rakiety w ciągu trzech dób na bliski i daleki pierścień. Było jasno ustalone – jakie kolumny wyjeżdżają w pierwszej kolejności, jakie w drugiej, jak ma być formowanie kolumn.
Kiedy ogłaszano alarm, pierwsza kolumna powinna ruszyć po 20 minutach. Rakiety stałej gotowości, które były już zatankowane i całkowicie uzbrojone, miały podłączone ciągniki. Dotyczyło to jedenastki A, B, W, G (garaże), potem ósemki W, G. Ogólnie, tu po 15 rakiet stało, a tam – po 10. I szóstki – A, B, W, G. Wszystkie rakiety były całkowicie gotowe. Alarm – i te kolumny ruszały do pułków. Pierwsza, druga, trzecia, czwarta kolumna – natychmiast odchodziły. W skład kolumny wchodziło 10 samochodów. I potem co 15-20 minut, być może nawet co 7-8 minut, wyjeżdżała następna kolumna. Równolegle, w tym samym czasie, wyjeżdżały kolumny z rakietami na potok technologiczny. Tam je przygotowywano – zalewano paliwem, napełniano powietrzem i na koniec – montowano ładunek bojowy.
W bazie było prawdopodobnie około pięciu tysięcy rakiet. Trzeba było je przygotowywać, przeładowywać i wykonywać wszystkie pozostałe czynności. Dysponowaliśmy 280 ciągnikami, które były zdolne do wykonywania zadania bojowego. Stanowiło to dwie kompanie samochodowe. Była także kompania remontowa i pluton samochodowy, który przewoził chleb i inne produkty.
Do elaboracji rakiet mieliśmy wszystko, co niezbędne. Pamiętam, że dowodziłem kiedyś potokiem B i naliczyłem tam ponad dziesięć zbiorników o objętości 36 m3. Było to na czwórce, gdzie znajdowało się paliwo, i podobnie na dziewiątce (utleniacz). Ogólnie, rezerwy były pełne – zarówno na potoku A, jak i na potoku B. Rakiety przychodziły, tankowano je, uzbrajano i udawały się w rejony kolumn. Wszystkie prace wykonywano dynamicznie, równocześnie – zarówno załadunek, jak i rozładunek oraz montaż.
Nawet na wypadek wyłączenia zasilania elektrycznego, mieliśmy agregaty, które włączały się automatycznie. Jeśli gdzieś odłączono wodociąg, nie było problemu – mieliśmy zapasy wody. Dla miasteczka było osobne zabezpieczenie; między domami znajdowała się górka, a tam w podziemnym rezerwuarze była woda. Wszystko było obliczone na prowadzenie działań bojowych niezależnie od różnych zdarzeń.
Wszystko było przygotowywane bardzo dokładnie. Nic nie mogło przeszkodzić w wykonaniu zadania bojowego. Nawet te sprężarki powietrza, ile ich tam było wtedy? Pięć zakopanych cystern po 15 m3 objętości. Kończyło się paliwo – przełączano na inną cysternę. Czyli praca nie mogła się zatrzymać nawet na pół godziny, choćby na godzinę. Wszystko było przemyślane dokładnie.
Stan osobowy prawdopodobnie wynosił ponad dwa tysiące osób. To był wielki system. Można nawet powiedzieć – było ponad trzy tysiące osób. Dlaczego? Ponieważ były jeszcze dodatkowe obiekty. Mam na myśli szpital, sklepy, stołówkę, służby dyspozytorskie. Mieliśmy swoje ciężarówki, sami przewoziliśmy zarówno ładunki, jak i produkty. Wszyscy działali autonomicznie.
To był taki system, który był przemyślany, jak to się mówi, od początku do końca. Przecież czym jest kolumna? To pewna ilość samochodów wykonujących zadanie bojowe po trasie, i kogo mająca? Dowódcę, pewną ilość samochodów i obowiązkowo zabezpieczenie techniczne. Mieliśmy zabezpieczenie techniczne zapewniające, że jeśli kolumna zatrzymała się, na przykład, na przejeździe kolejowym, na skrzyżowaniu czy gdzieś indziej – co się działo? Zabezpieczenie techniczne wkraczało do akcji, naczepę z rakietą brano na sztywny hol albo w inny sposób i odholowywano. Wszystko było obliczone na maksymalnie półtora – dwie minuty. A gdzie tam, 45-50 sekund i wszystko, rakieta zabrana. Jak na paradzie.
Uczestniczyłem w paradzie w 1992 roku, tam mieliśmy podobną obsługę. Na wypadek awarii na Placu Czerwonym – no zdarza się, wszystko w życiu się zdarza. Wszystko tak obliczone – raz i staje się w szereg. No jak żołnierz na paradzie – zdarza się, że potknął się, no wszystko się zdarza i…? I nikt nawet nie zauważy. Tak wszystko było dopracowane.
Jaka droga szła w prawo, jaka w lewo – wszystko było dokładnie określone. Każdy żołnierz znał swoje zadanie bojowe – w składzie jakiej był kolumny i dokąd. Były obowiązkowo określone trasy zapasowe. Jeśli, na przykład, zniszczono most w Morozkach, to jechaliśmy przez obwodnicę, wychodziliśmy na Jarosławkę i tak dalej. Jeśli drogi były zniszczone – jechaliśmy przez Biały Rast. Drogi dla wszystkich były tak obliczone, że zadanie w każdym przypadku będzie wykonane. Na wszelkie rodzaje przeciwności życiowe. Mieliśmy obsługę bojową, wszystko było rozpisane do ostatniej rakiety. Wszystko było rozpisane na trzy, trzy i pół doby, dniem i nocą. Baza co powinna zapewnić? Wykonanie zadań bojowych pułków. W przypadku konieczności mogliśmy zaopatrzyć w rakiety 17., 1., i 6. Korpus.
Wszystko obliczone było co do minuty. Wykonywaliśmy wszystkie normatywy. Kontrolował nas minister obrony, kontrolował główny sztab. Na przykład, przepisowo kolumnę do pułku prowadzi się przez 40 minut, a przybywaliśmy po 36, po 33. Przepisowo kolumna jedzie średnio z prędkością 35-40 km/h, a jechaliśmy 47-48 km/h. Patrzymy – kolumna idzie, droga jest dobra, dowódca kolumny czuje, jak idzie kolumna. Tam jest łączność radiowa, tak – idziemy, słychać meldunki «wszystko normalnie», «wszystko normalnie».
Podczas szkolenia założenia były różne – zawał na drodze, niemożność wyjechania z ukrycia, napad na kolumnę, pożar, wybuch w kolumnie i tak dalej. Wszystkie warianty ćwiczono. I mieliśmy mobilną brygadę – miała traktor, koparkę, dźwig samojezdny. Była brygada specjalna, natychmiast odizolowywała to miejsce. Co było najważniejsze? Ochrona! Żeby żadnych obcych ludzi nie było – ani z lewej strony, ani z prawej strony, ani z góry, ani w górę, ani z powietrza. Okrążono wszystko, a potem wykonywano zadania, które należało wykonać. Ma się rozumieć – zabrać, oczyścić i tak dalej.
U nas w kolumnie była łączność i była ochrona. Nawet taki przypadek był, pamiętam, w 1969 roku, będąc podporucznikiem, pierwszy raz poprowadziłem kolumnę. Wielcy dowódcy u nas mieszkali – Czujkow, Leluszenko, Rotmistrzów. Tu były ich dacze. Wielki dowódca jechał, według mnie, Czujkow – jego nie przepuściliśmy! Przyjeżdżał tu, do głównego inżyniera – wtedy to był Borodula, pułkownik Borodula. Jego wzywano gdzieś, dlaczego mówili, wasze wyjaśnienia… Kolumny nikt nie miał prawa wyprzedzić. Nikt nie miał prawa! Kiedy kolumna szła – wszystkie pojazdy milicji, straży pożarnej zatrzymywały się, jak to się mówi – honor oddawali, pomagali rozwijać, skręcać.
O PRTB (Ruchoma Rakietowa Baza Techniczna) – to szef sztabu lepiej opowie. Ze swojej strony powiem – miałem specjalny pluton, który zabezpieczał RTB. Tam obsługa miała specjalne dopuszczenia, tam nie miał prawa nikt wejść, oprócz uprawnionych kierowców. RTB – to ukryte rakiety (rakiety 207T z głowicami jądrowymi – kryptonim “Tatiana”), własny magazyn i własna ochrona. Mieli swój budynek i swoją wartę. Tankowali tylko u nas.
Gdzie to wszystko się podziało, kiedy jednostkę rozformowano? No to już trzeba pytać innych ludzi. Jesteśmy ludźmi wojskowymi, nam powiedzieli… Byłem dowódcą oddziału – rozformowano kompanię, potem rozformowano drugą. Mnie wezwano – wszystko. Pytań nie ma? – Nie ma pytań! Dokąd? Jestem wojskowy. Pójdziecie tam? – Tak jest! Zawsze tak mówiłem – dokąd Ojczyzna wyśle… nie było czegoś takiego – możesz iść, nie możesz… Ojczyzna powiedziała – wszystko! Tak jest! I to było prawidłowe!