Home - strona główna WRiA.PL – “Wspomnienia ...”. Tarnowo Podgórne, 18 marca 2019 r.
Ostatnia aktualizacja: 18.03.2019 r.
 

 

st. kpr. rez. Stanisław Fiebig


Moje wspomnienia, czyli:
“Przejazdem przez życie wojskowe służby zasadniczej
w okresie od 29.04.1968 do 11.04.1970.”

 

 

St. kpr. rez. Stanisław Fiebig. Oto moje wspomnienia, czyli opis wybranych zdarzeń i refleksji z nimi związanych, 70-letniego rezerwisty, który 51 lat temu przybył do koszar 26. Brygady Artylerii OPK w Szczecinie na ulicy Ku Słońcu do JW 3692, celem odbycia zasadniczej służby wojskowej. Myślałem, że są to wojska o specjalności łącznościowej, bo tak mnie poinformowano w WKU Ostrów Wlkp. No cóż, jak “rakiety to rakiety”. Byłem dumny, że będę służyć w wojskach rakietowych, chociaż słyszałem, że w rakietach służy się 3 lata.

Po zdaniu matury i nie dostaniu się na studia medyczne, już w kwietniu (11.04.1968) otrzymałem powołanie do odbycia zasadniczej służby wojskowej na dzień 29.04.1968. Nie pomogły interwencje Ojca i moje w sprawie odroczenia w WKU. Przekonywano, ze tworzą się nowe dywizjony artylerii rakietowej potrzeba w wojsku ludzi ze średnim wykształceniem. Zaproponowano mi Szkole Oficerską do wyboru, ale karty powołania nie cofnięto. I tak zjawiłem się w koszarach. Miałem dylemat co robić. Odsłużyć wojsko, czy zostać w wojsku, kończąc Szkołę Oficerską. Myślałem o Wyższej Oficerskiej Szkole Służb Kwatermistrzowskich w Poznaniu. Będę szczery, nie bardzo chciałem pracować “na baczność”, chociaż później tego żałowałem. Podjąłem decyzję, zostaje w służbie zasadniczej.

 

1. 26 Brygada Artylerii OPK m. Szczecin (JW 3692).
 

Logo 26 BR OP Zacząłem okres unitarny, jako rekrut, szeregowy, tzn. kot. Mówiono, ze okres unitarny, czyli okres do przysięgi to najgorszy okres w wojsku. Było faktycznie ciężko, bo to życie nowe wojskowe, ale bez przesady. Było to dla mnie nowe wyzwanie.

Otrzymałem mundur polowy, czapkę, tenisówki, podkoszulek, szorty, buty trochę za duże i oczywiście onuce. Nie było piżam, kapci. Spanie na siennikach ( materace wypchane słomą i oczywiście też poduszki ). Wszystko na komendę “baczność”. Pobudka o godzinie 6, zaprawa poranna ( to było coś - w zależności od temperatury powietrza, bez koszul, albo w koszulach ), ścielenie łóżek, porządki i itd. Poruszanie się biegiem po korytarzu. Stołówka - jedzenie na rozkaz, a do jedzenia - niezbędnik składający się z łyżki i widelca oraz noża w jednym i blaszane naczynia.

Przygotowanie do przysięgi - musztra i jeszcze raz musztra, ćwiczenie kroku defiladowego. Oczywiście maski gazowe na każdych ćwiczeniach. Szkolenie z zakresu łączności, wykłady to nauki polityczne, historia wojskowości. Lubiłem wykłady. Oceniano nas z wiedzy, robiąc kartkówki. W nagrodę za dobre wyniki w szkoleniach dowódca kompanii ( mile go wspominam, nie pamiętam nazwiska, był w randze kapitana ), zapraszał mnie oraz Kolegów na strzelnicę i pozwalał strzelać z tzw. “TT-ki”. Była to nagroda.

Szefa kompanii nie pamiętam, był chyba w randze sierżanta. Dowódcą drużyny był kapral - dobry człowiek, chociaż nie o wszystkich dowódcach drużyn można mówić pozytywnie. Przeciw każdej zbiorowości są ludzie i ludziska. Był też i sport. Graliśmy na hali sportowej w piłkę ręczną i koszykówkę. I tak upływał dzień za dniem, aż do przysięgi.

Przysięgę, w dniu 16.06.1968, składał cały garnizon szczeciński ( wszystkie jednostki ). Nie pamiętam na jakim placu. Upał. Na głowie hełm i ubranie wyjściowe. Jako syn żołnierza frontowego, mowa o moim Ojcu, miałem zaszczyt wchodzić w skład pocztu sztandarowego naszej Brygady.

Po przysiędze było serdecznie i wesoło, wspólnie z Rodziną. Byłem żołnierzem pełnowartościowym do pełnienia konkretnych zadań. I tak się stało. Na kompanie przebywał Oficer w randze majora i prosił o wystąpienie żołnierzy, którzy mają średnie wykształcenie. Wahałem się, ale wystąpiłem i nie żałowałem. Wybrał nas 6. Był to major Ogrodnik, Szef MPS Brygady ( którego mile wspominam ). Oznajmił nam, ze w związku z nowo tworzonymi dywizjonami rakietowymi, potrzebni są magazynierzy MPS, a nazwał to stanowisko - podoficer MPS.

Pod koniec czerwca 1968 roku zostałem skierowany do 37 dywizjonu rakietowego OP - JW 2147 m. Glicko koło Nowogardu. Mój cel to organizacja MPS. Glicko w budowie. Spanie w namiotach -– materace sienniki. Większa część dywizjonu na szkoleniu w Bemowie Piskim. Warunki spartańskie. Na obozie 1 oficer w randze porucznika ( nie pamiętam nazwiska ), który sprawował nadzór nad wojskiem. Jestem pod wrażeniem. Wszystko w budowie, płoty, druty, budki strażnicze na rogach, stanowiska rakietowe, radary. Wokół pola i las.

W połowie lipca wracam do Szczecina na kurs magazynierów MPS, zgodnie z rozkazem majora Ogrodnika. Jestem skoszarowany na jednej z kompanii. Szef kompanii ( nie pamiętam nazwiska ) w randze starszego sierżanta, ciągle miał do nas, jako kursantów, pretensje. Doskonale wiedział, ze jesteśmy pod opieką szefa MPS Brygady i były to tylko uszczypliwe pretensje.

20/21 sierpnia 1968 inwazja wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację. Ciągle alarm bojowy. Początek inwazji to spanie w pełnym rynsztunku. Co rano nowe informacje o sytuacji. Napięcie, stres, strach co będzie dalej. Wojska pancerne, bliźniacze koszary ruszyły do Czechosłowacji. A na kursie nauka - prowadzenie ksiąg inwentarzowych MPS, rozchody, przychody, miesięczne rozliczanie, bilansowanie, sporządzanie zamówień, litrażowanie zbiorników, kontrola stanów, PPOŻ, BHP i itd.

Praktyka - kopanie wraz z kolegami wykopu na terenie MPS pod zbiornik paliwa, 15 000 lub 20 000 litrów. Wykopaliśmy. W wolnym czasie sport. Pamiętam rozgrywanie meczów w piłkę ręczną między żołnierzami służby czynnej a kadrą zawodową. Oczywiście grałem w pierwszej 7, jako rozgrywający. Nie chwalę się, zawsze wygraliśmy. Proszono mnie ( mjr Ogrodnik ), abym został w Szczecinie. Prosiłem jednak o służbę na dywizjonie. Chciałem poznać życie tzw. “leśnych dywizjonów” i oczywiście organizować coś nowego, tzn. magazyn MPS. To był mój cel.

[ Zobacz również: 26. Brygada Artylerii OPK ]
 

[ Do spisu treści. ]

2. 37 dywizjon artylerii OPK m. Glicko (JW 2147).

W październiku wracam do Glicka. Obiekt oddany do użytku. Zostaje awansowany na starszego szeregowego. Dowódcą dywizjonu jest mjr Stanisław Zygoń, a 1969 roku stanowisko obejmuje kpt. Franciszek Bujalski. Rozpoczynam pracę na Magazynie Materiałów Pędnych i Smarów. MPS to stacja benzynowa, mały magazyn, biuro bez ogrzewania. Magazynuję materiały, tankuję pojazdy. Na terenie dywizjonu zostają zmagazynowane na wolnym powietrzu 2 zbiorniki z ropą, po 15 000 L każdy. Podoficerem MPS zostaje kpr. Ryszard Rolak - podoficer nadterminowy. Współpraca z podoficerem układała się bardzo dobrze, dlatego miło go wspominam.

Dywizjon Glicko to dyscyplina. Zaprawa poranna wokół obiektu, ca 3km, oddawanie honorów kadrze zawodowej krokiem defiladowym. Oczywiście - materace to senniki. Życie wojskowe toczy się dalej. Pomagamy w gaszeniu lasów, rolnikom przy omłotach, rozładowujemy koks na stacji Nowogard - potrzebny do ogrzewania obiektu, rozgrywamy mecze piłki nożnej między kompaniami. Zaangażowany w pracę MPS, dopiero w maju w 1969 roku, tj. po 13 miesiącach służby, dostaję urlop.

Po powrocie z urlopu, zostaję poinformowany, że w lipcu zostaje skierowany do 42. dywizjonu artylerii OPK w Ustroniu Morskim. O przeniesieniu wiedziałem wcześniej od mjr. Ogrodnika. Z Glicka pamiętam kolegę st. szer. Pawła Kwasigrocha, pisarza u Szefa Samochodówki. Byliśmy dobrymi kolegami.

O to w skrócie moja służba wojskowa w 37. dywizjonie artylerii OPK m. Glicko.

[ Zobacz również: 37. dywizjon artylerii OPK ]

[ Zobacz również: Przeciwlotniczy Zestaw Rakietowy S-75M “Wołchow” (SA-2 “Guideline”). ]
 

[ Do spisu treści. ]

3. 42 dywizjon artylerii OPK m. Ustronie Morskie (JW 4135).

Herb gminy Ustronie Morskie To moje wspomnienia z 42. dywizjonu w Ustroniu Morskim, do którego czuję największą nostalgię i miłe wspomnienia.

W lipcu 1969 roku ruszam w nowe życie wojskowe. Melduję się u mjr. Ogrodnika w Szczecinie. Znów prośba, aby został w wojsku wyliczają mi wszystkie profity, jakie otrzymam. Jednak decyzji nie podejmuję. Z sercem na ramieniu melduję się u mjr. Sypka. Jest to dowódca 42. dywizjonu. Zaskoczyło mnie serdeczne powitanie i słowa, których nie zapomnę “mamy wreszcie Szefa MPS”.

Kolumna w Szczecinie przygotowana do wyjazdu. Lokuję się na samochodzie. Okazało się, że dotarliśmy do Stargardu Szczecińskiego, jako zapasowej bazy 42. dywizjonu. Znów namioty, ale na łóżkach materace. Przyjęcie przez kolegów pozytywne, okazuję się, ze mam najdłuższy okres służby wojskowej. Szefem kompani jest kapral Marian Depa. Żołnierz służby czynnej. Okazało się, ze jest z Poznania, a ja to przecież Ostrowianin. Zostaliśmy dobrymi kolegami do końca mojej służby.

Stargard Szczeciński to przygotowanie do przebazowania, do Ustronia Morskiego. Kolumna ruszyła 8 sierpnia 1969 roku - kierunek Ustronie Morskie. Dotarliśmy - był to obiekt wojskowy w budowie ( przypomina mi Glicko ). Obszar “zakryty”, płoty, druty, budki strażnicze, z jednej strony morze, a z drugiej poligon i pole. Zaczęła się służba w warunkach poligonowych. Warunki trudne. Szum morza, wilgoć, wiatry, błoto.

Kadra zawodowa oraz żołnierze służby czynnej, wszyscy uczyliśmy się nowego życia. Wszyscy z tego okresu służby w 42. dywizjonie byli jednocześnie prekursorami i organizatorami 42. dywizjonu. Był to okres nie tylko nauki, ale także przystosowania organizmu do trudnych warunków. Przypominam sobie, jak dowódca dywizjonu kazał żołnierzom zapinać ostatni guzik w mundurze polowym, pod szyją, gdy mocno wiał wiatr od morza. Mile go wspominam, jako dowódcę i przełożonego, a mam porównanie dowodzenia dywizjonem Glicko - Ustronie Morskie.

Nowe obiekty były budowane przez BIB. Z żołnierzami BIB-u organizowaliśmy mecze piłki nożnej. Pamiętam, że na meczach kibicowała nam kadra z dowódcą dywizjonu na czele. Na sali jednej ze szkół w Ustroniu Morskim, trenowaliśmy piłkę siatkową. W tej dyscyplinie były rozgrywki między dywizjonami. Nie pamiętam wyników. Tyle o sporcie.

Życie poligonowe - stacjonowaliśmy kilkaset metrów od budowy nowych obiektów. Za poligonem baterii startowych i radiotechnicznych. Moim zadaniem była organizacja MPS. Początek magazynu - to beczkowóz z ropą, beczki z benzyną i olejami. Wszystko na wolnym powietrzu. Tankowanie i obsługa to praca ręczna za pomocą pompy. MPS na otwartej przestrzeni, bez zadaszenia. W upalne dni byłem zmuszony materiały MPS przestawiać do lasku, do cienia. Miałem chwile zniechęcenia do tej pracy, ale przecież uświadamiałem sobie, ze jeżeli dywizjon działa to i MPS musi działać. Tym bardziej, że lubiłem tą pracę i nowe wyzwania. Dokumenty MPS były w moim stoliku nocnym, służące mi za biurko. Takie były początki moje pracy w magazynie MPS-u w Ustroniu Morskim.

Żyliśmy w warunkach spartańskich. Spaliśmy w namiotach - były materace. Myliśmy się pod pompą. Raz w tygodniu zawożono nas do kąpieli do Kołobrzegu ( jednostki nie pamiętam ). Jeszcze wilgotni jechaliśmy pod namioty na samochodach ciężarowych z plandeką. Nie narzekaliśmy, to było wojsko.

Pamiętam, że w tych warunkach polowych, odwiedzał mnie mjr Ogrodnik, Szef MPS-u. Oczywiście znowu namawiał mnie, abym został w wojsku. Morze blisko. Chłód był coraz większy, zaczęły się dni deszczowe, w namiotach duża wilgotność. Piecyki zainstalowane w namiotach dawały ciepło 1 m od piecyka. Rano budziliśmy się pod wilgotnymi kocami, spaliśmy często w umundurowaniu. Rzadko były zaprawy poranne. Będę sprawiedliwy - przyznaję, że tak trudne warunki przeżywali nie tylko żołnierze służby czynnej, ale i także kadra zawodowa. Posiłki przygotowywała kuchnia polowa, jedzenie było dobre i wystarczające. Po błotnistym terenie chodziliśmy pod deskach. Takie to były warunki.

Wreszcie decyzja, nie pamiętam daty, przeprowadzka do koszar. Nowe koszary - pachnie farbą i czystością. Mój przydział to 3 kompania, pluton transportowo-gospodarczy. Dowódcą kompanii jest por. Jan Nowacki. Pamiętam porucznika, jako dobrego dowódcę. Miło go wspominam. Jestem ulokowany na 1 piętrze. Sala znajduję się blisko świetlicy, z widokiem na morze, a moje łóżko przy oknie, po prawej stronie wchodząc do pokoju. Oczywiście na łóżkach materace. Byliśmy pierwszymi lokatorami tych obiektów. Zaczęło się koszarowe życie wojskowe. 12 października 1969 roku dostaję awans na kaprala ( starszego kaprala dostałem już będąc w cywilu ) i tak zaczęła się moja praca na nowym magazynie MPS.

MPS - to biuro, magazynek, 2 dystrybutory na ropę i etylinę. Część beczek z produktami byłem zmuszony przechowywać na wolnym powietrzu. Litrażowałem oba zbiorniki, aby móc sprawdzać za pomocą odpowiedniej listwy - miary stany ilościowe. Muszę zaznaczyć, że przyjmowałem wszystkie produkty w kg, wydawałem w litrach, a rozliczałem się w kg. Sprawdzając stan towaru ważny był ciężar właściwy produktu. Przeliczałem to przez litry i w odpowiedniej tabeli odczytywałem wartość w kg. Taka to była praca. Na MPS ważne było utrzymywanie czystości i porządku zgodnie z przepisami PPOŻ i BHP. Prowadziłem księgi inwentarzowe przychodu i rozchodu. Zamawiałem potrzebne produkty po otrzymywaniu zamówień. Co miesiąc sporządzałem bilans, rozliczając się w biurze Szefa MPS-u w Szczecinie. Był okres jesienno-zimowy 69/70. Biuro MPS-u nie było ogrzewane. Bilans, rozliczenia, protokoły sporządzałem w budynku PKT - gdzie było ciepło. Maszynę do pisania pożyczałem od kwatermistrza, bo wszystkie dokumenty pisałem na maszynie. Kwatermistrzem dywizjonu był kpt. Zenon Nowak. Był moim przełożonym, gdy MPS podlegał kwatermistrzom. Mogłem liczyć na Jego pomoc w sprawach MPS w prowadzeniu magazynu. Serdecznie kapitana wspominam. Już trochę w cywilu nauczyłem się pisać, ale w wojsku doszedłem do perfekcji. Lubiłem tą pracę. Dawała mi dużo satysfakcji i zadowolenia. Czułem, ze jestem potrzebny w dywizjonie, ale służba wojskowa to nie tylko MPS.

Zostałem pomocnikiem dowódcy plutonu transportowo-gospodarczego. Zastępowałem szefa kompanii, w nagrodę otrzymałem 7 dni urlopu od dowódcy kompanii. Pełniłem dowódcę warty lub pomocnika oficera dyżurnego.

Wojsko to nie tylko służba i praca. To także godziny wolne od zajęć. Wychodziliśmy na przepustki ( wolno było nam poruszać się 10 km od dywizjonu ). Pamiętam wesołe zabawy w wiosce Tymień ( kilka km od Ustronia ). W koszarach była świetlica, telewizor, stół ping-pongowy. Byłem w delegacji na ślubie oficera ( nie pamiętam dokładnie, kto się żenił, może dowódca kompanii ). Były dni wesołe i smutniejsze.

Przypominam smutną okoliczność, która została w mojej głowie do dnia dzisiejszego. Wracaliśmy ze Szczecina - w 3 ( dysponent - ppor. Ryszard Filipiak, kierowca i ja ). Siedziałem na pace z moimi beczkami. Samochód się zepsuł, była noc, czekaliśmy do rana, w nocy uderzył w samochód motocyklista, zginął na miejscu. Nie zapomnę krzyków rodziny zmarłego. Byliśmy wszyscy przesłuchiwani w prokuraturze w Kołobrzegu. Wiem, że nie byliśmy winni, prawdopodobnie prokurator sprawę umorzył. Zostało to w mojej pamięci do dnia dzisiejszego. Inna sprawa dotycząca wybryków moich kolegów na zabawie. Chłopaki narozrabiali, przywiozło ich WSW. Miał być sąd koleżeński. Były członkiem KMW. Poproszono mnie ( pamiętam, że był to szeregowy Waldemar ), abym ich bronił. Takie były zasady sądu koleżeńskiego, że jeden z wybranych żołnierzy służby czynnej, mógł być obrońcą. Proszono mnie, gdyż jak twierdzili, mają do mnie zaufanie i mam średnie wykształcenie. Była to zgoda , albo dowódcy dywizjonu, szefa sztabu lub zastępcy dowódcy do spraw politycznych. Jednak sąd koleżeński nie odbył się. Jestem przekonany, ze sprawę wybryku żołnierzy ( chociaż przygotowując się do sprawy byłem przekonany, że wina rozróby leży po obu zwaśnionych stronach, czyli marynarzy i naszego wojska ) załatwił, jako ojciec nas wszystkich dowódca dywizjonu.

[ Zobacz również: 42. dywizjon artylerii OPK ]

[ Do spisu treści. ]

4. Czas do rezerwy.

Zbliżał się koniec mojej służby wojskowej. W marcu przybył do dywizjonu mój następca. Wprowadzałem go w arkana pracy w MPS-ie. Wykorzystałem urlop. Przyszedł rozkaz szefa Sztabu Generalnego, że z dniem 11 kwietnia 1970 roku roczniki wcielone wiosną 1968 roku dostają przeniesieniu do rezerwy. Cywil. Wszyscy na to czekali.

Przed cywilem czekała mnie jeszcze jedna, przyjemna chwila. Jako jedyny z dywizjonu zostałem wyznaczony przez dowódcę dywizjonu na uroczyste pożegnanie rezerwistów naszej 26. Brygady w Szczecinie. Na pożegnaniu byli obecni koledzy z innych dywizjonów oraz dowódca Brygady i z-ca ds. politycznych. Zostałem uhonorowany dyplomem za wzorową służbę i działalność w KMW. Pożegnałem się z mjr. Ogrodnikiem oraz pracownikiem biura - sympatyczną Panią ( nie pamiętam imienia ).

Nastąpił dzień odejścia z 42. dywizjonu. Zdawanie sprzętu i umundurowania. Pożegnanie z kolegami. Niektórzy mieli łzy w oczach - ja też. Muszę zaznaczyć, że w dywizjonach, których służyłem nie było tak zwanej fali. Było “ustawianie” młodych żołnierzy, tzw. kotów, ale wszystko odbywało się z rozsądkiem i kulturą. Dlatego będąc już w cywilu, słysząc o tzw. fali w wojsku, było to dla mnie niezrozumiałe. Wychodząc do cywila nie mieliśmy żadnych chust rezerwistów. Nie było takiej tradycji.

Na stołówce nastąpiło pożegnanie rezerwistów 42. dywizjonu, przy kawie i ciastkach. Było serdecznie i wesoło. Żegnali nas d-ca dywizjonu mjr Sypek i z-ca d-cy ds. politycznych por. Jerzy Wieczorek. Samochodem zostaliśmy zawiezieni na stację kolejową Kołobrzeg.

Wspomnienia moje byłyby nieaktualne, gdybym nie wspomniał o kadrze zawodowej JW 4135, która została w mojej pamięci. Mile ją wspominając. To kadra żołnierzy zawodowych z okresu mojej służby: mjr Jan Sypek - d-ca dywizjonu, por. Franciszek Żygis - szef sztabu, ppor. Wiesław Warylewski - pomocnik szefa sztabu, por. Jerzy Wieczorek - z-ca d-cy ds. politycznych, kpt. Zenon Nowak - kwatermistrz, por. Jan Nowacki - d-ca baterii technicznej, por. Andrzej Szczurek - lekarz, ppor. Ryszard Filipik, ppor. Roman Warda, plut. Czesław Ryś - szef służby mundurowej.

Wspominam żołnierzy służby czynnej: kpr. Marian Depa - szef kompanii, Paweł Szot, Waldemar Nowak, Mieczysław Czatrowski, sanitariusza ( nie pamiętam nazwiska ). Wymieniłem te osoby, których twarze kojarzę z tamtych lat, których nazwiska i funkcję zapamiętałem. Dlatego przepraszam te osoby, których nie wymieniłem, a pracowali lub służyli w tym okresie, gdy byłem żołnierzem JW 4135 - 42. dywizjonu artylerii OPK. Pozdrawiam Wszystkich, którzy pracowali lub służyli w okresie mojej służby w JW 4135 - 42 dywizjonie artylerii OPK, tj. od lipca 1968 do kwietnia 1969. Może przypomną sobie - kpr. Stanisława - magazyniera MPS.

To koniec moich wspomnień, czyli przejazdem przez życie wojskowe od Szczecina, przez Glicko, Starogard Szczeciński, aż do Ustronia Morskiego.

Mógłbym pisać i pisać. Napisałem to co uważałem za słuszne i najważniejsze. Co w tej chwili przychodziło mi do głowy, do głowy wspomnień. Odważyłem się napisać wspomnienia, jako żołnierz służby zasadniczej. Zastanawiam się na to co odpowiedzieliby na to moi koledzy z wojska? Napisałem prawdę tak, jak ją widziałem i przeżywałem służbę wojskową. Nie były to dla mnie lata stracone, jak sądzili inni koledzy. Nauczyłem się tolerancji, pokory, dyscypliny i pracy. Pracy - jako magazynier, którą wykorzystałem w cywilu. To nostalgia i refleksja z tamtych lat, lat młodego człowieka, który poznał świat tak zwanych “Leśnych dywizjonów rakietowych”. Nie każdy mógł to zobaczyć, służyć i przeżyć. Mnie się udało.

[ Do spisu treści. ]