Home - strona główna WRiA.PL – “Wspomnienia ...”. płk rez. mgr inż. Zbigniew Przęzak
Bydgoszcz, 05 września 2004 r.
Data ostatniej aktualizacji: 05.09.2004 r.


Wspomnienia i refleksje przeciwlotnika - część IV


78 pułk artylerii OPK1 - Mrzeżyno 1985-1989.




1. Nareszcie dzieje się coś nowego.

Początki lat 80-tych to okres wielu ważnych wydarzeń w Wojskach Obrony Powietrznej Kraju. Do nich z pewnością należy wymienić wprowadzanie, tak zwanej, „super techniki”. „Super techniką” nazywano wtedy wdrażane nowe systemy automatyzacji dowodzenia i kierowania ogniem czy też modernizację zestawów rakietowych.

W okresie tym służyłem na stanowisku szefa sztabu w 37 dywizjonie rakietowym OP stacjonującym w Nowogardzie. Dowódcą dywizjonu był mjr Edward KORNICKI. Gdzieś jesienią 1983 roku po dywizjonie rozeszła się sensacyjna plotka. W Nowogardzie planują budowę czterech bloków mieszkalnych dla kadry zawodowej ! Dziwna to była plotka. Właśnie oddano do eksploatacji nowy blok mieszkalny dla kadry dywizjonu. W zasobach mieszkaniowych w Nowogardzie pojawiły się „pustostany”. Sprawa nabrała rumieńców po kolejnej sensacji. W rejonie dywizjonu rekonesans prowadziła grupa oficerów ze Sztabu Generalnego. Mówiono coś o nowej jednostce wojskowej, o perspektywach pracy na nowej technice bojowej, o nowych zadaniach dla 37 dr OP. Wtedy to, po raz pierwszy zdałem sobie sprawę z tego, że może chodzić tu o lokalizację dla pułku rakietowego z przeciwlotniczym zestawem rakietowym (PZR) S-200 Wega. Od pewnego czasu docierały do nas mniej lub bardziej oficjalne informacje o planach formowania w Polsce pułku rakiet przeciwlotniczych dalekiego zasięgu S-200 Wega. To było to ! Robić coś nowego i ciekawego ! Kolejny rok pracy szefa sztabu nie różni się niczym od poprzedniego. Rutyna zabija inicjatywę i człowiek gnuśnieje. Czas był najwyższy zmienić zainteresowania. Okazja nadarzyła się niebawem.

Minęło trochę czasu i kolejna sensacja, coś zaczyna robić w Mrzeżynie 36 pułk inżynieryjno-budowlany. Ośrodek Szkolenia Specjalistów Samochodowych w Mrzeżynie przygotowuje się do rozformowania. Okoliczna ludność przekazywała kolejne sensacje o budowie bazy dla rosyjskich atomowych okrętów podwodnych, o budowie lotniska itp. Należy podkreślić, że służby odpowiedzialne za maskowanie i dezinformację dobrze mąciły w głowach okolicznym mieszkańcom. Jednocześnie sensacje te świadczyły o zakresie rozpoczętych prac budowlanych.

2. Akcja werbunkowa do pułku.

Wszelkie wątpliwości rozwiało zarządzenie Szefa Sztabu Generalnego WP nr 026 Org., z dnia 19.04.1985 roku i rozkaz Dowódcy Wojsk OPK nr 041 z dnia 29.04.1985 w ślad za którym ukazał się rozkaz Dowódcy 2 KOP nr 041 z dnia 20.05.1985 oraz rozkaz Dowódcy 26 BA OPK nr 037 z dnia 27.06.85 r o rozpoczęciu formowanie 78 pułku artylerii OPK w Mrzeżynie. Termin zakończenia formowania wyznaczono na dzień 30.09.1986. W dalszej części wspomnień będę posługiwał się nazwą 78 pułk rakietowy Obrony Powietrznej (78 pr OP). Nazwa pułku została zmieniona w 1991 roku po połączeniu dwóch rodzajów wojsk – Wojsk Lotniczych i Wojsk Obrony Powietrznej Kraju.

Podstawowym uzbrojeniem 78 pr OP miał być PZR S-200WE przeznaczony do niszczenia na dużych odległościach samolotów-nosicieli rakiet uskrzydlonych powietrze-ziemia, powietrznych stanowisk dowodzenia, powietrznych elementów systemów rozpoznawczo-uderzeniowych, samolotów stosujących zakłócenia ze strefy dyżurowania i samolotów na dużych wysokościach o wysokich charakterystykach dynamicznych.

iAkcja werbunkowa do pracy w nowo formowanej jednostce przebiegała praktycznie w całych Wojskach Obrony Powietrznej Kraju. W okresie werbunku, do końca nie było jasne, komu będzie podlegał 78 pr OP. W tej sytuacji dowódcy Brygad Rakietowych sugerowali, dość jednoznaczny sposób podejścia dowódców dywizjonów do typowania kandydatów do pracy w 78 pr OP. Często, co tu ukrywać, była to okazja do pozbycia się z dywizjonów niechcianej lub trudnej kadry. Część kadry dostała pierwsze przydziały służbowe do pułku jako absolwenci wyższych szkół oficerskich i akademii.

Termin wysłania propozycji kadrowych zbiegł się z urlopem mojego dowódcy. Przed udaniem się na urlop, dowódca przedstawił mi swoje sugestie co do listy kandydatów do służby w 78 pr OP. Pozostałych kandydatów miałem wytypować sam.

          To była okazja, na pierwszej pozycji listy umieściłem ... własne nazwisko.

          Na podstawie przesłanych z jednostek propozycji, od kwietnia 1985 roku rozpoczęły się rozmowy kadrowe mające na celu zapewnienie obsady etatowej pułku. Rozmowami objęto 109 członków kadry zawodowej, którzy stanowili pierwszą podstawową obsadę pułku. Były to rozmowy trudne, wielu kandydatów odstraszała sama miejscowość i fakt, że obiekty bojowe i socjalne pułku dopiero były w budowie lub w planach budowy.

W wyznaczonym dniu stawiłem się na rozmowę jako kandydat do służby w pułku. Podczas rozmów kadrowych przewodniczył płk Stefan BARTCZAK – szef sztabu 2 KOP. Zaproponowano mi stanowisko dowódcy dywizjonu technicznego. Propozycję zaakceptowałem z zadowoleniem. Pojawił się jednak problem. W składzie zespołu prowadzącego rozmowy był oficer kontrwywiadu. Zadał mi pytanie, co mi jest wiadomo w sprawie planów wyjazdu mojej siostry do Republiki Federalnej Niemiec. Szczerze mówiąc, nic mi nie było wiadomo. Byłem zaskoczony. Nowo formowany pułk miał klauzulę obiektu specjalnego. W ówczesnych realiach politycznych, fakt złożenia wniosku o paszport przez rodzeństwo mógł zakończyć karierę służbową żołnierza zawodowego. Siostra dostała paszport i wyjechała z kraju. Ja zostałem dalej pewnym kandydatem na stanowisko dowódcy dywizjonu technicznego 78 pr OP. Dlaczego ? Nie wnikam w szczegóły bo ich nie znam. Inni mieli mniej szczęścia – przypadek ppor. Glicy jest dla mnie do dziś dziwny i niejasny – o tym opowiem w dalszej części.

[ Do spisu treści ]

3. Jestem w 78 pr OP.

Oznaka pamiątkowa 78 pr OP.
                  Z dniem 1.07.1985 78 pr OP rozpoczął funkcjonowanie jako oddział gospodarczy, przejmując jednocześnie budynki i mienie rozformowanego Ośrodka Szkolenia Specjalistów Samochodowych WLOP.

Dla mnie nastąpił w końcu długo oczekiwany dzień. Do dywizjonu 37 dr OP dotarł rozkaz Dowódcy 2 KOP nr 031 z dnia 03.10.85 o wyznaczeniu na nowe stanowisko służbowe dowódcy dywizjonu technicznego w 78 pr OP.

W pierwszym rozkazie personalnym dotyczącym obsady niektórych stanowisk w pułku znajdziemy oficerów:

  • ppłk Wojciech Kołodziej - dowódca pułku;
  • mjr Antoni Czarnecki - zastępca dowódcy pułku ds. politycznych;
  • mjr Mieczysław Kaczmarek - szef sztabu pułku;
  • mjr Zbigniew Parol - zastępca dowódcy pułku ds. liniowych;
  • mjr Antoni Brzeziński - zastępca dowódcy pułku ds. technicznych;
  • ppłk Stanisław Potocki -  zastępca dowódcy pułku - kwatermistrz;
  • mjr Leszek Górski - dowódca dywizjonu dowodzenia;
  • kpt. Andrzej Pasternak - dowódca 1 dywizjonu ogniowego;
  • mjr  Zbigniew Przęzak - dowódca dywizjonu technicznego;
  • mjr Mieczysław Chatkowski - szef służby samochodowej;
  • mjr Ryszard Jurczyński - szef służby MPS; 
  • kpt. Tadeusz Borodziuk - oficer szkolenia; 
  • kpt. Zbigniew Olszański - instruktor polityczny; 
  • kpt. Zbigniew Przyłęcki - starszy lekarz; 
  • kpt. Władysław Sowa - szef służby finansowej.

Na uroczystej zbiórce 37 dr OP z udziałem szefa sztabu 26 BR OP płk Mariana Dula, pożegnałem się ze stanem osobowym dywizjonu. Oficjalnie zaliczono mi służbę w 78 pr OP od dnia 03.10.1985 do 24.03.1989 .

Pomimo tego, że byłem przygotowany na spartańskie warunki służby w początkowym okresie formowania 78 pr OP, to pierwszy dzień pobytu w Mrzeżynie nie nastawił mnie optymistycznie do życia. Na terenie koszar same wykopy i remonty budynków koszarowych i sztabowych. Na osiedlu kadry fundamenty pod nowe bloki mieszkalne nieśmiało wystawały z ziemi. Na obiekcie bojowym pływające wydmy i mrówcza praca setek żołnierzy pułku inżynieryjno-budowlanego. W ciągu dnia doszło w końcu do odprawy z szefem sztabu pułku i zaczął się proces zakwaterowania kadry w prowizorycznych internatach. Pomału życie nabierało wojskowego rytmu.

Dzień Wojska Polskiego 12.10.1985 - otrzymałem Srebrny Medal Za Zasługi dla Obronności Kraju.

[ Do spisu treści]

4. Szkolenie grupy bojowej w Gatczinie (ZSRR).

Zaraz po święcie, zasadnicza grupa bojowa pułku (dywizjony ogniowe, techniczny i inżynierowie pułku), która była planowana do przeszkolenia z nowej techniki rakietowej, została skierowana 16.10.1985r. na kurs doskonalący z języka rosyjskiego do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Radiotechnicznych w Jeleniej Górze. Tam miałem okazję i czas na poznanie podległej mi kadry dywizjonu technicznego. Kurs zakończył się około 20.12.1985.

Po godzinach służbowych pisałem artykuły do Przeglądu WL i OPK. Właśnie w listopadowym numerze Przeglądu WL i OPK ukazał się mój kolejny artykuł pod tytułem: „Działanie grup dywersyjno-rozpoznawczych na pododdziały rakietowe OPK”. Od gen. bryg. Ryszarda Michalika – szefa zespoły redakcyjnego Przeglądu WL i OPK, dnia 15.12.1985, otrzymałem dyplom za aktywność autorską w 1985 roku.

W dniu 29.01.1986 w grupie 70 żołnierzy zawodowych i 31 żołnierzy służby zasadniczej odlecieliśmy samolotami AN-26 z lotniska 26 plm w Zegrzu Pomorskim do Leningradu. Z Dowództwa WLOP lecieli z nami oficerowie Szefostwa WRiA ppłk Ludwik Paleczny, ppłk Jerzy Nastrożny, ppłk Wiesław Łotowski i kpt. Grzegorz Ołdak.  Z Dowództwa 2 KOP lecieli z nami oficerowie Służb Technicznych ppłk Tadeusz Kleszczewski, mjr Andrzej Popiela i Oddziału WRiA mjr Stefan Fons i mjr Leszek Bieniecki.

Lot odbywał się na wysokości 10.000 m i trwał 3 godziny i 40 minut. Warunki lotu były fatalne. Silne turbulencje i piekielny hałas w samolotach „umilały” lot.

Leningrad przywitał nas mroźnym powietrzem i wyjątkowo skrupulatną kontrolą celną i graniczną. Kto nic nie deklarował do oclenia ten był podejrzany o przemyt. Osobiście byłem poproszony do kontroli osobistej. Sprawdzano mi każdą rzecz wyjętą z kieszeni, każdy dokument. Pecha miał płk Jerzy Nastrożny, odpowiedzialny z ramienia WOPK za organizację przelotu i kontakty z Rosjanami. Był przeziębiony i przeraźliwie się pocił. To wystarczyło by został zaliczony przez celników jako potencjalny przemytnik. Miał chyba największe problemy przy przejściu kontroli celnej. Wiele razy byłem w ZSRR na poligonie w Aszułuku i takiej kontroli nigdy nie było. Należy pamiętać co się działo w tym czasie w kraju. Byliśmy z Polski. Polska kojarzyła się z Wałęsą i Solidarnością.

Na lotnisku, po odprawie celnej, przywitała nas delegacja z Centrum Szkolenia Ministerstwa Obrony ZSRR w Gatczinie. Po załadowaniu bagaży, autobusami pojechaliśmy do Gatcziny -100-tysięcznego miasta koło Leningradu.

Po przybyciu do Gatcziny zostaliśmy zakwaterowani, nakarmieni, indywidualnie sfotografowani, odebrano nam paszporty, wydano rosyjskie „dowody tożsamości” i przepustki.

Warunki zakwaterowania były wyśmienite. Wyglądało na to, że hotel był po remoncie. Zostałem zakwaterowany w dwuosobowym pokoju z mjr Andrzejem Pasternakiem, dowódcą 1 do. W pokoju nie było radia i telewizora. Życie umilał głośnik radiowęzła nadający jedną stację radiową z Leningradu. Łazienka z prysznicem była wspólna dla paru pokoi. Posiłki były świetne, choć to sprawa indywidualnego podniebienia.

Baza szkoleniowa na wysokim poziomie. Wykładowcy świetnie przygotowani pod względem wiedzy specjalistycznej i pod względem metodycznym. Jednym zdaniem. Warunki do nauki były bardzo dobre.

Zajęcia (wykłady lub zajęcia praktyczne na sprzęcie) odbywały się do obiadu. Po około godzinnej przerwie poobiedniej rozpoczynała się nauka własna. Należy nadmienić, że językiem wykładowym był język rosyjski.

W grupach szkoleniowych byli razem oficerowie, chorążowie, podoficerowie i żołnierze służby zasadniczej, przełożeni razem z podwładnymi. W grupie dowództwa dywizjonu był także ppłk Wiesław Łotowski – oficer Szefostwa WRiA i por. Czesław Hrut – oficer Służb Technicznych 78 pr OP. Byli oni odpowiedzialni za nadzór nad eksploatacją i elaboracją rakiet.

Prowadzącym grupę dowództwa dywizjonu technicznego był ppłk W. S. Andrejew. Prowadził on wykłady z budowy rakiety.

Wykłady z budowy i eksploatacji sprzętu do elaboracji rakiet prowadził mjr Walery Kuwajew.

Zajęcia prowadzone przez wykładowców każdego dnia, na pierwszej godzinie lekcyjnej, rozpoczynały się krótką informacją o sytuacji w ZSRR i świecie. Następnie każdy wykładowca rozpoczynał zajęcia od sprawdzenia wiedzy słuchaczy z poprzednich zajęć.



Foto 1.  Gatczina - podczas wykładów. W pierwszej ławce od lewej: por. Marian Kieżun, mjr Andrzej Pasternak, por. Jerzy Kiwior i por.  Roman Kozakowski. W drugiej ławce od lewej: kpt. Zbigniew Korzeniowski, por. Edward Świercz, ppor. Andrzej Kojta, ppor. Zygmunt Trzaska.

Wykładowcy stosowali prostą zasadę, jeżeli na pytanie nie odpowiedział poprawnie np. chorąży, to te same pytanie zadawano jego przełożonemu. I tak czasami kończyło się na pytaniach zadawanych dowódcy dywizjonu. Dopingowało to przełożonych do nadzorowania nauki własnej swoich podwładnych. Kadra i żołnierze służby zasadniczej świetnie sobie radzili z przyjmowaniem ogromnej ilości wiedzy. Efekty nauki były widoczne natychmiast podczas treningów pracy bojowej dywizjonu technicznego na stanowiskach elaboracji rakiet. Warunki pracy na stanowiskach bojowych były bardzo trudne. Była zima, temperatura w godzinach rannych dochodziła do minus 30 – 35 º C. Na szczęście wilgotność powietrza nie była duża i szybko przyzwyczailiśmy się do niskich temperatur.

Czas wolny dla siebie mieliśmy dopiero po kolacji.

W niedziele organizowano nam wycieczki do Leningradu i okolic. Była to okazja do poznania miasta i jego zabytków. Pozytywne wrażenia pozostały do dziś. System komunikacji w Leningradzie nie pozwalał na zagubienie się w mieście. Dotyczy to oczywiście metra. Specyficzne metro, bardzo głęboko pod ziemią i na swój sposób urokliwe. Często korzystaliśmy z jego usług. Organizowane były także specjalne wyjazdy na zakupy. Były to okazje do zrobienia prezentów dla najbliższych czy kupienia czegoś do domu. Zakupy były zmorą dla oficerów sowieckich z jednego powodu, nie byli wstanie upilnować nas w mieście. Po dziesięciu minutach nie było grupy, nadzorujący wyjazd zdążył tylko krzyknąć o której godzinie i gdzie będzie zbiórka przed powrotem do ośrodka szkolenia. Natomiast doskonale byli zorientowani co kto i gdzie nabywał. Okazało się to podczas odprawy celnej gdy wracaliśmy do Polski. Rewizją osobistym poddawano tylko tych, którzy mieli delikatnie mówiąc pociąg do handlu.

W sklepach Leningradu pojawiła się gra elektroniczna na motywach bajki „Ja ci jeszcze pokaże!” z wilkiem w roli głównej. To był hit kursu. W czasie wolnym wielu łapało elektroniczne jajka do elektronicznego koszyka wilka i zliczało punkty. Gra wciągała. Powstał nawet komitet certyfikacji uzyskiwanych rekordów. Podawał on każdego dnia na apelu porannym jaki jest rekord dnia i kto go uzyskał. Ktoś w końcu uzyskał maksymalny możliwy wynik i popularność gry wygasła.


Święta Wielkanocne w Gatczinie.
Foto 2.  Święta Wielkanocne w Gatczinie. Od lewej: ppor. Z. Brzeziński, por. K. Przyk, ppor. E. Mroczka, mjr Z. Przęzak, ppor. J. Matusiak, ppor. T. Bajek i ppor. Z. Glica.

Zbliżały się Święta Wielkanocne, w programie szkolenia nie przewidziano świętowania. W ZSRR nie obchodzono Świąt Wielkanocnych (przynajmniej oficjalnie). Warunki lokalowe nie pozwalały na organizowanie się całego pułku w jednym miejscu. Przyjęcia świąteczne organizowaliśmy więc w małych grupach w pomieszczeniach hotelowych. W dywizjonie technicznym były grupy: oficerowie, chorążowie i podoficerowie. W każdej powołano „kwatermistrza” i „zaopatrzeniowca” którzy, w zakresie aprowizacji, zdali egzaminy na ocenę bardzo dobrą. Nie wiem jak i skąd ale przygotowali to wszystko co powinno być na świątecznym polskim stole.

Tak na marginesie, to w hotelu jak i na terenie ośrodka szkolenia, nie było w sprzedaży napojów alkoholowych w żadnej postaci. Komendant ośrodka szkolenia płk A. Dimitrenko wprowadził pełną prohibicję i zakaz palenia papierosów w budynkach koszarowych i szkoleniowych. Na przyjęciach organizowanych przez Komendanta ośrodka szkolenia toasty wznoszono pijąc soki owocowe. Prohibicja nie wpływała negatywnie na zdrowie słuchaczy, zakaz palenia papierosów owszem tak. W budynkach z salami wykładowymi było bardzo ciepło, wyjście na 10 minut przerwy na 30-to stopniowy mróz w celu wypalenia papierosa w palarni kończył się dla wielu przeziębieniem. Coraz mniej słuchaczy było na zajęciach. W trosce o frekwencję zezwolił Komendant ośrodka na palenie w toaletach. Raz próbowałem zapalić papierosa na przerwie w toalecie. To był horror, komora gazowa, po 30-tu sekundach dałem sobie spokój. Podziwiałem tych wytrwałych, wychodzili z palarni (toalet) ze łzami w oczach ale zadowoleni.

Na co jeszcze poświęcaliśmy czas wolny ? No tak, „subotniki”. U nas nazywaliśmy to zjawisko „czynem społecznym”. Wychodząc z założenia, że jak się weszło między wrony, to kracze się jak one, uczestniczyliśmy w organizowanych przez miejscowych z wielką pompą i mniejszą radością „subotnikach”. Snuliśmy się wokół hotelu i „porządkowaliśmy” przyległy teren, zbierając śmieci, grabiąc teren, naprawiając chodniki i tym podobne wykonując prace. Aktywność wzrastała jak pojawiał się kierownik prac robiący pamiątkowe zdjęcia do kroniki kursu.

Nasze kontakty prywatne z oficerami sowieckimi nie były dobrze widziane przez komendę ośrodka szkolenia. Dało się to wyczuć na każdym kroku. Sprowadzały się one tylko do rozmów w czasie przerw w zajęciach.

Kurs pomału dobiegał końca, wiedzieliśmy już doskonale co nas czeka po powrocie do pułku. Pozostał jeszcze egzamin końcowy, wręczenie świadectw ukończenia kursu i przygotowanie do powrotu do domu.


Gatczina - Zakończenie kursu na S-200WE "Wega"
Foto 3.  Zdjęcie pamiątkowe po zakończeniu kursu na S-200WE "Wega" - Gatczina.

Kurs w Gatczinie zakończył się 27.04.1986 r.

Wracaliśmy do domu drogą powietrzną. Na lotnisku w Leningradzie, dość szybko przepuszczono nas przez bramki celne. Handlarze byli wcześniej namierzeni więc wszystko poszło sprawnie. Godzina odlotu ciągle była przesuwana. Ktoś widział, że stoją polskie samoloty transportowe i nic się nie działo. Coś niejasnego wisiało w powietrzu. W końcu padł rozkaz do załadunku. Wystartowaliśmy i po prawie czterech godzinach wylądowaliśmy w Polsce. Dopiero po paru dniach dowiedzieliśmy się co mogło być przyczyną nerwowego zachowania się personelu na lotnisku w Leningradzie. To był Czarnobyl ! Jak wynikało później z analizy trasy przelotu i przemieszczania się skażeń promieniotwórczych, przelecieliśmy przez to świństwo. Nikt tego do dziś nie potwierdza i nie zaprzecza.

[ Do spisu treści ]

5. Przygotowania do przyjęcia techniki bojowej.

Po paru dniach odpoczynku wracamy do pułku. Rozpoczyna się etap przygotowania obiektów bojowych do przyjęcia sprzętu rakietowego. Pułk inżynieryjno-budowlany w pocie czoła oddaje do eksploatacji kolejne obiekty. Jakość prac jest różna. Część prac budowlanych wykonywano nawet przy 20-to stopniowym mrozie. Najwięcej problemów miałem z przyjęciem schronu na rakiety. Specjalny system stelaży do przechowywania rakiet w schronie i ich załadunku na samochody transportowo-załadowcze wymagał precyzyjnego zabetonowania stalowych szpilek w posadzkę schronu. Dokumentacja budowlana przewidywała tolerancję ±3 mm. Przed pierwszym odbiorem różnica między szpilkami wahała się w granicach 5 cm. Po dwóch nieudanych odbiorach magazynu, pojawił się w końcu inżynier z teodolitem, wytrasował miejsca montażu szpilek i prace zostały z bólami przyjęte. Niestety dwa razy zrywano gotową posadzkę i to tylko dlatego, jak tłumaczył mi major z pułku inżynieryjnego, że norma budowlana przy takich obiektach to ±3 cm a nie ±3 mm. Pomimo tego i tak ppor. Tadeusz Bajek miał problemy z zamontowaniem stelaży do szpilek.

Tam gdzie było to możliwe, szykowaliśmy bazę szkoleniową, urządzaliśmy rejony zakwaterowania, trwały prace w rejonie parku samochodowego, kadra realizowała samokształcenie. Miałem jeszcze czas na publikowanie artykułów do Przeglądu WL i OPK, w lipcu 1986 ukazał się artykuł pod tytułem: „Tendencje rozwojowe przeciwlotniczych systemów rakietowych średniego zasięgu”, a we wrześniu 1986, pod tytułem: „Układy pneumatyczno-hydrauliczne rakiet z silnikami na ciekłe materiały napędowe”. Praca nad artykułami do Przeglądu WL i OPK była z mojej strony pewną formą samokształcenia.

[ Do spisu treści ]

6. Przyjęcie techniki bojowej.

Pierwsza dostawa sprzętu nastąpiła w sierpniu 1986 roku. Do dywizjonu technicznego ppor. Jacek Matusiak dostarczył sprzęt pomocniczy do elaboracji rakiet. Na początku listopada 1986 roku dostaliśmy przyczepy do transportu rakiet i samochody transportowo-załadowcze rakiet. Przyczepy do transportu rakiet były przystosowane także do transportu wyrzutni i maszyn do automatycznego załadunku rakiet na wyrzutnie.

W połowie listopada 1986 roku nastąpiły dostawy zasadniczego sprzętu bojowego pułku. Był to sprzęt bojowy dywizjonów ogniowych, dywizjonu dowodzenia. Sprzęt od granicy do stacji kolejowej Trzebiatów konwojował dowódca 2 dywizjonu ogniowego por. Roman Kozakowski. Rozładunkiem sprzętu dowodził osobiście dowódca pułku ppłk Wojciech Kołodziej.

W kolejnym transporcie, konwojowanym od granicy do stacji kolejowej Trzebiatów przez ppor. Jacka Matusiaka – zastępcę dowódcy dywizjonu technicznego ds. technicznych, przybyły rakiety i część sprzętu do montażu rakiet. W kolejnym transporcie ppor. Tadeusz Bajek dostarczył ładunki bojowe rakiet. Dywizjon techniczny przejął około 20 transportów rakiet, sprzętu technologicznego i rakietowych materiałów napędowych. Dowódcy dywizjonów ogniowych żartowali, że powinienem otrzymać w drodze wyróżnienia „złotą szynę”.

Wysiłek był ogromny. Należy pamiętać, że wszystkie rozładunki można było wykonywać tylko w nocy. Dobrzy było wtedy gdy kolejarze awizowali przybycie transportu z jakimś sensownym wyprzedzeniem. Wtedy bywało i tak, że razem z pociągiem na rampę rozładunkową przybywała kolumna transportowa z pułku.

Najbardziej pamiętam z tego okresu pracy przyjęcie i rozładunek z transportu rakiet. Zadanie wymagało szczegółowego rozpisania harmonogramu rozładunku i transportu rakiet do pułku. Należało je wykonać w jedną noc, z przestrzeganiem w pełni zasad maskowania. Zadanie wymagało wsparcia środkami transportu z poza dywizjonu i stanem osobowym z poza dywizjonu (dysponenci samochodów transportowych).

Jako były dowódca baterii technicznej zestawu rakietowego S-75 Wołchow, miałem doświadczenie w tego typu pracach. Wykonałem z personelem dywizjonu i wspierającymi dywizjon dysponentami rekonesans, postawiłem zadania dotyczące organizacji wjazdu na rampę kolumny pojazdów i organizację rozładunku sprzętu. W planie miałem uruchomić dwa punkty rozładunkowe na rampie w Trzebiatowie w oparciu o dźwigi samochodowe i dwa punkty rozładunkowe w pułku, jeden w oparciu o suwnicę szynową w magazynie rakiet i jedno stanowisko w oparciu o dźwig samochodowy do odbioru silników startowych. Wydzielona grupa miała za zadanie przygotowywać kolejne wagony do rozładunku. Kolejna grupa miała zajmować się maskowaniem załadowanych rakietami ciągników.

Czekaliśmy spokojnie na sygnał z kolei. W awizowanym przez kolej czasie, kolumna wyjechała na stację Trzebiatów. Kolumna była trudna do prowadzenia. Kierowcy specjalnych naczep ciągniętych przez ciężkie ciągniki Kraz 255 jeszcze nigdy nie transportowali rakiet i na dodatek dopiero parę tygodni temu ukończyli kurs samochodowy. Nie było innej możliwości jak manewrowanie wąskimi uliczkami przez centrum Trzebiatowa nie omijając rynku i ratusza. Dotarliśmy szczęśliwie do Trzebiatowa. Wjeżdżając na rampę kolejową kolumna została zatrzymana przez płk Andrzeja Brejwo – Zastępcę Dowódcy 26 Brygady Artylerii ds. Technicznych. Coś krzyczał do mnie i pukał się w czoło. Wysiadłem z samochodu.

- O co chodzi ? - Zapytałem.

- Gdzie jedziesz człowieku z tymi gratami na rampę ?! Samochody z przyczepami się nie pomieszczą, a na dodatek w środku masz dźwigi 16 tonowe ! Wycofać samochody ! Tylko część wprowadzić na rampę ! - Krzyczał płk Andrzej Brejwo.

W oddali na końcu rampy zobaczyłem płk Michała Konkowskiego – Dowódcę 26 Brygady Artylerii w otoczeniu oficerów służb technicznych . Wszystko było jasne. Mamy komitet powitalny i „pomoc” przełożonych.

Poprosiłem płk Andrzeja Brejwo, żeby zszedł z drogi jazdy kolumny, powiedziałem mu, że wiem co robię i żeby mi nie przeszkadzał w pracy. Płk Andrzej Brejwo zrezygnowany machnął ręką i zszedł z drogi kolumny. Wjechałem na rampę zgodnie z przygotowanym planem. Płk Andrzej Brejwo nie mógł wiedzieć, że wykorzystam na końcu rampy rozległe pole jako postój dla przyczep transportowych. Tak więc po zatrzymaniu kolumny, na rampie pozostały tylko dwa dźwigi tworząc punkty rozładunkowe.

Gdy pierwsza para rakiet opuściła rampę, podszedł płk Michał Konkowski z płk Andrzejem Brejwo, złożył gratulację za dobrą organizację pracy na rampie i tyle ich widziałem. Pojechali do domu. I to było wyróżnienie. Mogłem dalej spokojnie pracować, a pracy było na całą noc.

Teraz podczas dynamicznej akcji widziałem na co stać moich podwładnych. Byli po prostu wspaniali. Pracowali jak w transie. Spokojnie, precyzyjnie i z uwagą. Na rampie grupą rozładunku rakiet dowodził ppor. Tadeusz Bajek – dowódca plutonu montażu. Grupą rozładunku silników rakietowych dowodził mł. chor. Radzisław Pilarczyk. W pułku rakiety przyjmował mł. chor. Grzegorz PLUTA a silniki rakietowe sierż. Janusz Chmielewski. Grupą przygotowania wagonów do rozładunku dowodził mł. chor. Krzysztof GRYGLAS – technik ARSKP.

„Było tyle roboty, że nie było czasu załadować taczki”. W nawale pracy zdarzył się przypadek, że jeden z dysponentów samochodu, mający za zadanie przewożenia w cyklu wahadłowym silniki rakietowe, chorążych z 1 dywizjonu ogniowego, podjechał pod punkt załadunkowy i odjechał za chwilę pustym samochodem do pułku. Tam podjechał pod punkt rozładunkowy i ze zdziwieniem stwierdził, ze nie ma ładunku. Zastanawiał się jak mógł zgubić na trasie silniki rakietowe. Długo w pułku mówiono o tym przypadku.

Ten pamiętny rozładunek techniki bojowej, był swoistym chrztem bojowym stanu osobowego dywizjonu technicznego. Kolejne transporty odbierane były w podobnym stylu. Ludzie zaczynali wierzyć w siebie i swoje umiejętności, przybywało doświadczenia.

Któregoś dnia, spodziewałem się kolejnego transportu ze sprzętem do elaboracji rakiet. Jak zwykle organizacyjnie dywizjon był gotowy do przyjęcia transportu. Nie znana była tylko godzina rozładunku. Następnego dnia rano, po przyjściu do pracy widzę mojego zastępcę ds. Technicznych – ppor. Jacka Matusiaka, uśmiechniętego i utytłanego w błocie. Postawił dywizjon na „baczność” i złożył meldunek:

        - Transport sprzętu przyjęty w nocy o godzinie 2:00, sprzęt na stanowiskach bojowych bez uwag!

        - Dlaczego nie zostałem powiadomiony o rozpoczęciu akcji ? - Zapytałem.

        - Z tak błahego powodu nie wypadało mi angażować dowódcę dywizjonu. - Odpowiedział.

        To był pewien przełom w pracy z moimi oficerami. Zaczęli działać samodzielnie i z własnej inicjatywy. Byłem spokojny o dalsze zgrywanie dywizjonu.

        Przyjęcie zasadniczego sprzętu bojowego zakończyło się około 21 listopada 1986 .

Razem ze sprzętem przybyła grupa oficerów radzieckich do pomocy w rozwijaniu sprzętu i zestrojenia go. Grupą dowodził płk Prisakar. Druga grupa oficerów radzieckich była odpowiedzialna za realizację zadań wynikające z gwarancji technicznych sprzętu. Grupą dowodził ppłk Jurku.  Za sprzęt startowy odpowiadał mjr Walery Kuwajew – ten sam który prowadził w Gatczinie zajęcia ze sprzętu elaboracji rakiet. Za sprzęt dywizjon techniczny odpowiadał mjr Grisza Sołowiew. mjr Grisza Sołowiew nie był typowym oficerem, trochę wojskowym, trochę cywilem. Miał bogatą wiedzę techniczną i wiele nam pomógł w początkowym etapie zgrywania dywizjonu. Grupa odpowiedzialna za problemy gwarancyjne pracowała przez dwa lata.

Rozpoczął się okres intensywnego szkolenia bojowego dywizjonu. Rozwijanie stanowisk bojowych, sprawdzanie za pomocą stacji ARSKP gotowości rakiet, ich elaboracja do magazynu gotowych rakiet i treningi elaboracji rakiet w potoku technologicznym. Z ramienia dowództwa dywizjonu pomagali mi wspaniali oficerowie kpt. Krzysztof Przyk – szef sztabu i ppor. Jacek Matusiak – zastępca ds. technicznych. Z ramienia służb technicznych pułku pomagał mi ppor. Czesław Hrut – inżynier pułku. Sprawami kwaterunkowymi zajmował się w tym czasie sierż. Janusz Chmielewski. Jako szef pododdziału z dużym zaangażowaniem organizował życie w budynku koszarowym i dbał o kondycję żołnierzy służby zasadniczej.

Pragnę podkreślić, że pierwsza grupa żołnierzy służby zasadniczej była dobrana według wysokich kryteriów. Wszyscy mieli średnie wykształcenie i znali język rosyjski. Po powrocie z Gatcziny i przyjęciu sprzętu bojowego, w pracy bojowej stawiani byli bez obawy na stanowiska pracy przeznaczone dla podoficerów zawodowych. 

Równolegle z pracami na sprzęcie budowana była specjalistyczna baza szkoleniowa dla baterii szkolnej pułku. Pamiętną operacją było umieszczenie, prawie na pierwszym piętrze (wysoki parter), w budynku szkoleniowym przekroju rakiety szkolnej. Budynek szkoleniowy był na strefie jawnej pułku. Rakiety nie można było rozmontować na części. Obowiązywała tajemnica wojskowa i maskowanie. Jak zwykle tego typu operacje wykonywane były w nocy. Rejon został zamknięty dla osób postronnych. Pod budynkiem szkolnym rozwinięte zostały elementy stanowiska elaboracji rakiet. Rakieta została przywieziona w fabrycznym opakowaniu. Wycięte zostały kraty w oknie sali wykładowej, wyjęte framugi okna i za pomocą pierwszego dźwigu rakietę częściowo została wprowadzona do sali wykładowej i oparta o parapet okna. Do akcji przystąpił drugi dźwig, za pomocą zawiesia przejął ciężar rakiety na jej końcu. Odczepiono zawiesie główne i od strony sali wykładowej, na wojskowych pasach, rakieta została wciągnięta do sali wykładowej na stojak. Operacja była bardzo niebezpieczna i wymagało precyzyjnego kierowania dźwigiem.

Kraty w oknie zostały przyspawane i okno zainstalowane. Na drugi dzień dla zwiedzających bazę szkoleniową, widok rakiety w sali wykładowej był dużym zaskoczeniem. Należy zaznaczyć, że widok rakiety był imponujący. Był to gwóźdź programu wielu wycieczek. I często zadawano sobie pytanie, jakim sposobem rakieta znalazła się w sali.

Równolegle z pracami na obiekcie bojowym, realizowane były prace budowlane na osiedlu kadry zawodowej. Kadra zaczynała dostawać mieszkania w nowo wybudowanych blokach. Ja w dniu 01 grudnia 1986 roku przyjmowałem trzy pokojową kwaterę stałą przy ul. Słoneczna 81/klC/5.

W tym samym budynku, w tej samej klatce schodowej i na tym samym piętrze dostał kwaterę mjr Andrzej Pasternak. Życie rodzinne kadry zawodowej pomału zaczęło się stabilizować.

Stanowisko Zastępcy ds. Liniowych w pułku, w dniu 12.01.1987 r., obejmuje kpt. Marian Dering. Poznaliśmy się w 1980 roku podczas kursu WKDO w Centrum Szkolenia Specjalistów Wojsk Rakietowych w Bemowie Piskim. Służył wtedy w 79 pr OP – Poznań.

W dniu 27.04.1987 odbyła się uroczystość przekazania przez 36 pułk inżynieryjno-budowlany obiektu bojowego do eksploatacji oraz zakończenia rozwijania techniki bojowej.

[ Do spisu treści ]

7. Przystąpienie do pełnienia dyżurów bojowych.

W dniach 13-15.04.1987 Dowództwo 2 KOP przeprowadziło ćwiczenie sprawdzające oraz egzamin praktyczny i taktyczny z grupą operacyjną SD i obsługami bojowymi dywizjonów. W wyniku pomyślnie zdanych sprawdzianów, pułk osiągnął gotowość bojową i został dopuszczony rozkazem Dowódcy 26 BR OPK do pełnienia dyżurów bojowych w systemie OPK z dniem 4.05.1987r.

Dnia 4.05.1987, na podstawie rozkazu dowódcy 78 pr OP nr 77 z dnia 30.04.1987, do pełnienia pierwszego dyżuru bojowego został wyznaczony 1 dywizjon ogniowy. Spośród żołnierzy zawodowych dyżur ten przyjęli:

  • dowódca dyżurnej zmiany bojowej - mjr Andrzej Pasternak;
  • oficer startu - por. Edward Świercz;
  • oficer broni startowej - por. Stanisław Radzimski.
  • oficer rozdziału celów SD - ppor. Andrzej Żarkowski;
  • dyżurny oficer operacyjny SD - ppor. Jan Garlacz.

Dnia 13 maja 1987 roku pułk wizytowany jest przez Ministra Obrony Narodowej gen. Armii Floriana Siwickiego i członków Rady Wojskowej MON.

Wizyt w tym okresie było bardzo dużo. Byliśmy jedyną w Wojsku Polskim jednostką posiadającą na uzbrojeniu PZR S-200WE. Wzbudzało to ogromne zainteresowanie na różnych szczeblach dowodzenia Rodzajów Sił Zbrojnych. Każda wizyta była okupiona czasem zabranym z bieżącego szkolenia lub czasem po godzinach służbowych. Pod koniec 1987 roku mieliśmy serdecznie dość wizyt.

W czerwcu 1987 roku opublikowałem kolejny artykuł w Przeglądzie WL i OPK pod tytułem: „Możliwości przykrycia bronionego obiektu strefą ognia PZR”. Zastanawiam się nieraz, kiedy na to wszystko był czas ? Tym bardziej, że w tym czasie stałem się właścicielem pierwszego własnego mikrokomputera „Commodore +4”. Od tej pory mogłem samodzielnie zgłębiać tajemnice informatyki, uczyć się przetwarzać informację i pisać programy komputerowe. Jak się potem okaże, był to zwrotny punkt w moim życiu.

Pułk wyszedł na prostą, szkolenie w dywizjonach stawało się coraz bardziej spokojne i zgodne z planami. Grupa radzieckich specjalistów wróciła do ZSRR w dniu 17.07.1987. Przypomnę, zadaniem ich było przekazać i rozwinąć z udziałem naszych oficerów technikę bojową pułku a następnie realizować wszelkie roszczenia gwarancyjne. Brakowało nam jednak czegoś, był jakiś niedosyt. Brakowało nam strzelań bojowych !

Dzień Wojska Polskiego 12.10.1987 roku był dla mnie wyjątkowy, był ukoronowaniem wysiłku całego roku. Minister Obrony Narodowej rozkazem nr pf133 z dnia 21.09.1987, mianował mnie do stopnia podpułkownika, a Główny Inspektor Techniki WP nadał Odznakę i tytuł Racjonalizatora Wojskowego. Było co świętować.

Okres wzmożonych wizyt, kontroli i egzaminów był także dla przełożonych okazją do oceny możliwości organizacyjno-dowódczych kadry pułku. Pułk pomału zaczyna być kuźnią kadr dla sztabów we WLOP. Pierwszy odszedł, jeszcze w grudniu1985 roku, mjr Mieczysław Kaczmarek na stanowisko szefa sztabu w 26 BR OP, a później na dowódcę 4 BR OP.

Dowódca 78 pr OP - ppłk Wojciech Kołodziej        23.11.1987 roku, dowódca pułku ppłk Wojciech Kołodziej (na zdjęciu obok), awansował na stanowisko szefa sztabu 26 BR OP, a później na dowódcę 26 BR OP. Obowiązki dowódcy pułku objął mjr Zbigniew Parol. Wywołało to małą „karuzele stanowisk”. Obowiązki szefa sztabu przyjął mjr Marian Dering, a schedę po nim, obowiązki zastępcy ds. liniowych, kpt. Tadeusz Borodziuk. Do roku 1990 zespół ten w niezmienionym składzie dowodził pułkiem.

Z ppłk Wojciechem Kołodziejem miałem jeden problem. Miał zwyczaj mylić moje nazwisko z nazwiskiem mjr Andrzeja Pasternaka. Byliśmy tego samego wzrostu, postury i byliśmy obaj dowódcami dywizjonów. Dochodziło do częstych nieporozumień z tego powodu. Na odprawach służbowych nie bardzo wiedzieliśmy do kogo się zwraca. Dopiero z kontekstu wypowiedzi można było wnioskować którego z nas ma na myśli.

[ Do spisu treści ]

8. Strzelanie bojowe do celu powietrznego.

Ruszyły ze zdwojonym wysiłkiem przygotowania do poligonu, czasu wbrew pozorom nie było dużo. Ktoś wpadł na dobry pomysł, że przydałby się rekonesans na poligonie w Aszułuku, gdzie planowane były strzelania PZR S-200WE. Na rekonesans pojechałem razem z dowódcami dywizjonów, mjr Andrzejem Pasternakiem i kpt. Romanem Kozakowskim. Jechaliśmy eszelonem dowodzonym przez płk Stanisława Kota z 3 BR OP. Brygada miała odbyć planowe strzelania w ramach ćwiczeń „Jaguar-87”, a my przy tej okazji odbyć rekonesans. Mieliśmy do dyspozycji prawie dwa tygodnie czasu. Tak na marginesie, miałem okazję jechać pierwszy raz typowym eszelonem na poligon w Aszułuku. Do tej pory jeździłem do Aszułuku normalnymi (cywilnymi) pociągami. Eszelon jest świetny jak ma się dużo czasu i nigdzie się nie spieszy nikomu. Eszelon jest świetny jak zapominamy o świecie a świat zapomina o nas. Zdecydowanie wolałem jednak jazdę na trasie Warszawa – Moskwa – Astrachań planowymi pociągami.


Emblemat ćwiczeń pod kryptonimem "Jaguar-87".
Foto 4. Emblemat ćwiczeń "Jaguar-87"

Czy rekonesans był potrzebny. Tak ! Był potrzebny ! Po przybyciu na miejsce i załatwieniu spraw organizacyjnych, zostaliśmy dowiązani do grup bojowych pułku PZR S-200WE z Syrii. Po paru dniach mogliśmy razem z oficerami syryjskimi jeździć na stanowiska bojowe i występować w roli obserwatorów. Poznałem dowódcę dywizjonu technicznego w stopniu majora i pojechaliśmy na stanowiska pracy. Przyznam się, że byłem zszokowany. Tam nie było stanowisk pracy ! Tam było wyznaczone prowizorycznym ogrodzeniem miejsce w stepie gdzie mają być stanowiska elaboracji rakiet. Szok wynikał z faktu, że stanowiska bojowe 78 pr OP były dosłownie wypieszczone. Magazyn rakiet był magazynem rakiet, a nie rozpadającą się stodołą. Pomieszczenia kontroli rakiet, magazyny części zamiennych, ładunków wybuchowych itp., spełniały kryteria określone w instrukcjach eksploatacji, nie było w nich mowy o zakładaniu głowicy bojowej rakiety podczas burzy piaskowej przeplatanej od czasu do czasu opadami deszczu.        Miałem okazję zobaczyć wielokrotnie pracę obsług syryjskich podczas elaboracji rakiet w tych trudnych warunkach. Rakiety dawało się montować w tych trudnych warunkach bez problemu. Oczywiście wymagało to trochę nabycia wprawy i zapoznania się z miejscowymi warunkami terenowymi i meteorologicznymi. Instruktorzy, podczas pracy bojowej oceniali tylko jakość prac . Trening norm czasowych miał tylko pomóc funkcyjnym w zgrywaniu i synchronizacji własnych wzajemnych czynności w procesie pracy bojowej.

Przez okres pobytu na rekonesansie, poznałem doskonale topografię poligonu, kadrę instruktorską stanowisk dywizjonu technicznego, wyposażenie stanowisk elaboracji, stan narzędzi i sprzętu technologicznego, system oceny pracy i przy okazji obyczaje żołnierzy syryjskich. Syryjski dowódca dywizjonu technicznego zadawał mi ciągle pytanie:

        - Dlaczego major, instruktor z obsługi poligon, nie popełnia samobójstwa ?

        - Dlaczego miałby popełnić samobójstwo ? - Pytam.

        - Bo jego dowódcą jest kapitan ! - Odpowiedział.

Nie mogłem mu jakoś wytłumaczyć, że przepisy kadrowe w wojskach Układu Warszawskiego pozwalały na funkcjonowanie takich zależności służbowych. Irytowało go to, że major w trosce o swój honor, jeszcze nie strzelił sobie w głowę.

Wiedziałem jak mam przygotować swój dywizjon do strzelań poligonowych. Do Polski wracaliśmy, niestety, tym samym eszelonem. Jak pamiętam, zaraz po przekroczeniu granicy, przesiedliśmy się przy pierwszej sposobności do pociągu cywilnego i zaoszczędziliśmy dwa dni podróży.

Nareszcie ! Mamy zadanie roku 1988, wykonać strzelania bojowe do celów powietrznych.

W dywizjonie technicznym nastał czas intensywnego szkolenia w warunkach polowych na wzór stanowisk w Aszułuku. W procesie szkolenia i przygotowania do poligonu, nie pamiętam, żeby wystąpiły jakieś poważne problemy. Wszystko szło zgodnie z planem.

W końcu wyjazd na poligon. Pierwszy etap stacja Kołobrzeg i dalej ..., aż do Aszułuku. Okazało się, że w ramach postanowień gwarancyjnych, jedzie z nami na poligon także, wspomniany wcześniej instruktor, ppłk Grisza Sołowiew.

Na poligonie nastąpiła dość szybka adaptacja stanu osobowego dywizjonu do warunków meteorologicznych. Warunki pracy na stanowiskach bojowych nie były zaskoczeniem dla kadry i żołnierzy. W przeddzień strzelań rakiety zostały sprawdzone, uzbrojone, napełnione rakietowymi materiałami napędowymi i przekazane na stanowiska startowe dywizjonów ogniowych.

Prace w dywizjonie technicznym przebiegały poprawnie za wyjątkiem drobnego incydentu z operatorem dźwigu. Operatorem był żołnierz z obsługi poligonu i nie bardzo chyba rozumiejący język rosyjski. Podczas załadunku jednej z rakiet na samochód transportowo-załadowczy wykonał nieprawidłowo komendę por. Bajka i w wyniku uderzenia dolnym silnikiem startowym rakiety o samochód, przerwana została taśma blokująca mechanizm otwierania statecznika silnika startowego. Mechanizm zapracował i statecznik silnika startowego przyjął pozycję taką jaką powinien przyjąć po wystartowaniu rakiety. Nie było mowy o załadowaniu rakiety w takim stanie na wyrzutnię. Taśma była nie do naprawienia, nie było taśmy w naszych częściach zamiennych. Zanosiło się na poważny problem. Tak się złożyło, że nie było w tym czasie na stanowisku naszego instruktora od gwarancji, ppłk Griszy Sołowiewa. Po jakimś czasie pojawił się zadowolony por. Bajek z gotową do montażu taśmą w ręku. Pojeździł po poligonie i z rakiet (silników startowych) które wcześniej były odpalone pozbierał taśmy. Wybrał najlepszą, odmalował, zamontował na rakiecie i rakieta znalazła się w 2 dywizjonie ogniowym. Dodam tylko, że rakieta wystartowała, a o wyniku jaki uzyskał 2 dywizjon ogniowy podczas strzelań za chwilę. Usuwanie usterki odbywało się w pełnej (tak nam się zdawało) konspiracji.

Pamiętam jak w 1973 roku instruktorzy rosyjscy rozwalili nam rurę paliwową od rakiety PZR „Wołchow”, podczas pracy za pomocą suwnicy elektrycznej. Wymienili rurę na nową, wymalowali, rakieta była nie do rozpoznania, że jest po wymianie rury paliwowej. Pod względem aparatury pokładowej operatorzy RSKP kwalifikowali rakietę jako najlepszą i zalecali wykonać w pierwszej kolejności start tą rakietą do celu. Niestety ktoś za głośno powiedział o jedno zdanie i rakieta przepadła. Broniono się przed załadowaniem jej na wyrzutnie. Nie pomagały żadne argumenty. Coś było z nią nie tak i koniec. Rakieta ta nie została odpalona. Musieliśmy ją demontować po strzelaniach i pakować z powrotem do opakowań fabrycznych. Dopiero na kolejnych strzelaniach, przez inną dywizjon ogniowy została z powodzeniem odpalona i zniszczyła cel.

Obawiałem się podobnych reakcji i tym razem. Okazało się, że operator dźwigu zameldował swoim przełożonych, że coś się stało z rakietą, tylko nie wiedział co. Przybył ppłk Grisza Sołowiew i za chwile, po rozmowie z komendantem stanowiska, zaczął szczegółowo sprawdzać rakiety. Po godzinie dał za wygraną. Nic nie znalazł. Był mocno zaniepokojony, skandal wisiał na włosku. Obawialiśmy się, że rakietę wycofa z dalszych działań. Natomiast według naszej wiedzy nie powinno być żadnych niespodzianek podczas startu rakiety. Zaryzykowaliśmy. O szczegółach zdarzenia opowiedziałem instruktorowi po strzelaniach. Miał do mnie pretensję. Na jego miejscu, też bym miał.


Aszułuk 1988. Od lewej w pierwszym rzędzie: chor. R. Pilarczyk, sierż. K. Rudnicki, sierż. J. Chmielewski, sierż. M. Gołębiowski, chor. G. Pluta i chor. K. Gryglas. Od lewej w drugim rzędzie: por. J. Matusiak, mjr M. Dering, por. T. Bajek, mjr G. Sołowiew, por. C. Hrut, ppłk A. Brzeziński, por. Z. Brzeziński, ppłk Z. Przęzak, Brak danych i kpt. K. Przyk.
Foto 5. Aszułuk 1988. Od lewej w pierwszym rzędzie: chor. R. Pilarczyk, sierż. K. Rudnicki, sierż. J. Chmielewski, sierż. M. Gołębiowski, chor. G. Pluta i chor. K. Gryglas. Od lewej w drugim rzędzie: por. J. Matusiak, mjr M. Dering, por. T. Bajek, mjr G. Sołowiew, por. C. Hrut, ppłk A. Brzeziński, por. Z. Brzeziński, ppłk Z. Przęzak, plut. K. Mickiewicz i kpt. K. Przyk.
 
 


Aszułuk 1988.
Foto 6. Aszułuk 1988. Od lewej szef dywizjonu sierż. J. Chmielewski i żołnierze służby zasadniczej.
 
 


Aszułuk 1988.
Foto 7. Aszułuk 1988. Od prawej  technik dystrybucji paliwa sierż. M. Gołębiowski i żołnierze służby zasadniczej. 
Grupowe zdjęcie żołnierzy służby zasadniczej dywizjonu technicznego 78 pr OP.

Strzelania odbyły się w ramach ćwiczeń pod kryptonimem „Ocelot 88” w dniu 4.06.1988 rano. Kierownikiem strzelania z ramienia OPK był płk Emil Ozga. Na SD pułku dowodził mjr dypl. Zbigniew Parol. Strzelającymi w dywizjonach byli: w 1 dywizjonie ogniowym mjr Andrzej Pasternak i w 2 dywizjonie ogniowym por. Roman Kozakowski.

płk Emil Ozga.
Foto 8. płk Emil Ozga.

Pułk otrzymał zadanie bojowe zniszczenia dyżurującego celu powietrznego na wysokości 8 000 m i odległości 80-120 km. Pogoda była fantastyczna. Widzialność doskonała. Z pozycji dywizjonu technicznego była doskonała widoczność na dywizjony ogniowe rozlokowane na stanowisku „Wołga - 30”. Można było obserwować etapy przygotowań do wykonania strzelania, start rakiet, zrzut silników startowych, naprowadzanie na cel.

Do celu strzelano ogniem ześrodkowanym z dwóch dywizjonów ogniowych po jednej rakiecie ze stanowiska. Obserwowałem stacje podświetlania celów powietrznych. Zaczęły śledzić cel. Wnioski takie można było wyciągnąć na podstawie stabilnej pracy napędów anten. Nagle suchy trzask i nad rakietą 2 dywizjonu ogniowego widać czerwony obłok dymu. Oznacza to, że wydano komendę na start rakiety. Rozpoczęły pracę urządzenia wytwarzające energię elektryczną na rakiecie. Po dwóch sekundach z dysz czterech silników startowych rzygnęły płomienie. Pierwsza rakieta wystartowała ! Za chwilę wystartowała druga rakieta z 1 dywizjonu ogniowego. Ziemia i niebo zagrzmiało niskim basowym ciągnącym się grzmotem. Kłęby dymu, ognia i kurzu ogarnęły stanowiska bojowe. Rakiety (po 7018 kG każda) z wdziękiem baletnic wniosły się, nabierając szybko prędkości, w kierunku celu powietrznego. W białych spalinach silników startowych, po dwóch sekundach od zejścia rakiet z wyrzutni, pojawił się na moment czarno-brązowy obłok dymu. To objaw przystąpienia do pracy silnika marszowego na paliwo ciekłe. Silniki startowe zostały odrzucone i jak zapałki bezwładnie szybowały ku ziemi. Uruchomiony moment wcześniej silnik marszowy pracował pełną mocą. Rakiety przekraczały barierę dźwięku i gnały dalej. Widok był fascynujący i niezapomniany. Momentu podrywu ładunku bojowego nie było widać. Rakiety były za daleko od obserwatorów.

Stacje podświetlania celów stabilnie prowadziły cel. Walka trwała nadal. Nagła zmiana położenia anten stacji podświetlania celów 1 dywizjonu ogniowego nie wróżyła nic dobrego. Miałem wrażenie, jakby obsługi ponownie próbowały przechwycić cel. 2 dywizjon ogniowy dalej stabilnie śledził cel. Po pewnym czasie jego stacja przestała także śledzić cel. Był to dla nas sygnał, że walka została zakończona. Wszyscy czekali na jedno, czy cel powietrzny został zniszczony ? Po paru minutach od instruktorów dowiedziałem się, że obie rakiety znalazły się w rejonie celu powietrznego i ładunki bojowe rakiet zadziałały. To nam, obsłudze dywizjonu technicznego, wystarczyło. Do naszej roboty nie będzie zastrzeżeń. Pozostało czekać na oficjalny komunikat o wynikach strzelań.

Strzelanie do celu dyżurującego ma swoistą specyfikę. Cel wykonuje lot po okręgu w swojej strefie dyżurowania. Występuje więc zjawisko, że cel w stosunku do stacji podświetlania celów może mieć prędkość zbliżoną do zera. W tych warunkach trudno jest śledzić cel. Systemy naprowadzania rakiet 5W28 radzą sobie z chwilowym zanikiem sygnału odbitego od celu i są zdolne podjąć dalsze naprowadzanie na cel. Warunkiem jest jednak natychmiastowe wznowienie pracy i śledzenie celu przez stację podświetlania celów. Obserwowane w trakcie strzelań zachowanie stacji podświetlania celów 1 dywizjonu ogniowego mogło świadczyć o przekroczeniu dopuszczalnego czasu jaki miała rakieta na podjęcie dalszego naprowadzania się na cel. Czy wyniki strzelań potwierdzają moją teorię ? Być może.
              Tak na marginesie w przypadku gdy rakieta z różnych powodów nie osiąga celu, następuje jej samolikwidacja po zakończeniu pracy pokładowych źródeł zasilania co w praktyce oznacza, po całkowitym spaleniu się paliwa i utleniacza w zbiornikach pokładowego źródła zasilania.

Według oficjalnego komunikatu o wynikach strzelań, cel powietrzny został zniszczony w odległości 80 km od stanowisk bojowych pułku. Pułk za prowadzenie działań bojowych uzyskał ocenę 4.33, 2 dywizjon ogniowy ocenę 4.63 i 1 dywizjon ogniowy ocenę 4.09.

Pułk świętował wyniki strzelań. Kadra i żołnierze dywizjonu technicznego nie mieli czasu na świętowanie. Pozostały po strzelaniach dwie rakiety. Należało je rozbroić, zlać rakietowe materiały napędowe i przygotować do przechowywania w opakowaniach fabrycznych do kolejnych strzelań. Należało także uporządkować stanowiska technologiczne i przygotować własny sprzęt do drogi powrotnej do Polski.

Na pamiątkę strzelań ppor. Tadeusz Bajek przywiózł z poligonu do Polski jeden silnik startowy z odpalonej rakiety 5W28. Silnik jest eksponowany wraz z pamiątkową tabliczką przed budynkiem sztabowym 78 pr OP.

[ Do spisu treści ]

9. Czas spokojnej służby i szkolenia.

Po powrocie do pułku, widoczny był przez długi czas respekt jakim darzono rakiety. Obsługi na własne oczy widziały co te rakiety mogą. Z wielką uwagą przestrzegano przepisy bhp dotyczące eksploatacji materiałów wybuchowych i rakietowych materiałów napędowych. Innego wymiaru miały, do tej pory rutynowe, prace eksploatacyjne.

Wcześniej wspominałem, że wrócę do tematu ppor. Zenona Glicy. Niestety straciliśmy go. Z Republiki Federalnej Niemiec zatelefonowała teściowa na domowy telefon wojskowy. Rozmawiała chwilę z córką. Po paru dniach ppor. Zenon Glica nie pracował w pułku. Został przeniesiony na mało komu potrzebne stanowisko pracy w Sztabie 26 BR OP, świetny specjalista, absolwent WAT. Takie to były czasy, trudno dziś to nieraz zrozumieć. Ja dziś z domowego wojskowego telefonu mogę rozmawiać z całym światem. Węzeł Łączności cieszy się, że nabijam impulsy, płacę i interes się kręci. Zostawiam temat bez dalszego komentarza.

03.11.2005 dowiedziałem się, że ppor. Zenon Glica ostatecznie objął stanowisko dowódcy baterii radiotechnicznej w 37 dr OP w Nowogardzie. Służył tam do czasu likwidacji 37 dr OP, następnie został wyznaczony na stanowisko ... zastępcy ds. technicznych dowódcy dywizjonu technicznego 78 pr OP w Mrzeżynie ! W grudniu 1991 roku kpt. Zenon Glica rozstał się z mundurem.

Nastał czas normalnego szkolenia i eksploatacji techniki bojowej. Trwały prace związane z racjonalizacją stanowisk pracy bojowej i miejsca zakwaterowania dywizjonu. Cześć prac była dokumentowana w postaci wniosków racjonalizatorskich. Z tego okresu powstawały takie projekty i ich realizacje jak:

  • „Przystosowanie stojaka 5Ja29A do sprawdzeń 5W28 leżących na 5T82M”;
  • „Projekt urządzenia miejsca pełnienia służby podoficera dyżurnego dywizjonu”;
  • „Projekt mocowania siatek maskujących nad stanowiskami 8 i 9”;
  • „Zastosowanie mikrokomputera TIMEX 2048 w sali planowania JW 3346 do oceny szkolenia i analizy dyscypliny”.

Jak widać z tematów projektów, interesowały mnie zarówno warunki eksploatacji sprzętu bojowego, służby, warunki pracy na obiekcie bojowym jak i problematyka szkolenia pułku.

Nabyte w międzyczasie doświadczenie z zakresu programowania mikrokomputerów zaowocowało pierwszym programem komputerowym wspierającym informatycznie proces analizy szkolenia pułku. To były początki informatyzacji w pułku. Pułk miał w tym czasie parę mikrokomputerów TIMEX 2048. W dziedzinie tej pierwsze kroki czynił także kpt. Wiesław Winiarski – Szef Służby Uzbrojenia i Elektroniki pułku. Specjalizował się w programowaniu na bazie własnego mikrokomputera ATARI. Duże zainteresowanie komputerami objawiał także chor. Andrzej Konarski, w owym czasie kierownik kancelarii tajnej. Po paru latach został administratorem Lokalnej Sieci Komputerowej pułku. Jego programy komputerowe do dziś eksloatowane są w pułku i wielu jednostkach wojskowych.

Latem 1988 roku zostałem właścicielem pierwszego komputera klasy PC XT. Na dobre zaczynała mnie pasjonować informatyka.

Dzień Wojska Polskiego 12.10.1988 roku. Zostałem wyróżniony Srebrnym Krzyżem Zasługi i po raz drugi Odznaką i tytułem Racjonalizatora Wojskowego. W tym miejscu pragnę zauważyć, że obchody Dnia Wojska Polskiego w tamtych czasach miały jakąś swoistą magię. Nie wnikam w aspekty polityczne i historyczne daty tego święta. Po prostu październik to była dobra pora na podsumowanie roku szkoleniowego w jednostkach. Było to po sezonie urlopowym i frekwencja kadry zawsze dopisywała. Było tradycją, że po uroczystościach oficjalnych, odbywały się zabawy taneczne z udziałem żon. Integrowało to środowisko żołnierskie. Dziś, Dzień Wojska Polskiego obchodzony 15 sierpnia, w połowie sezonu urlopowego, jest jakiś rozmyty, przebiega przy małej frekwencji kadry zawodowej, bardziej z obowiązku niż potrzeby żołnierzy zawodowych.


Przekazanie dowodzenia dywizjonem technicznym 78 pr OP.
Foto 9. Przekazanie dowodzenia dywizjonem technicznym. Od lewej: ppłk Zbigniew Parol - dowódca pułku, ppłk Zbigniew Przęzak - zdający,  i kpt. Krzysztof Przyk - przyjmujący obowiązki dowódcy dywizjonu technicznego.

Pomału dobiegała końca moja służba w pułku. Na przełomie grudnia i stycznia 1988/89 roku otrzymałem propozycje objęcia stanowiska Szefa Służb Technicznych – Zastępcy Komendanta w Centrum Szkolenia Specjalistów Wojsk Rakietowych w Bemowie Piskim. Propozycję złożył mi płk Franciszek Żygis – Szef Wojsk Rakietowych WLOP. Propozycja przyjąłem i dnia 10.02.1989 roku przekazałem obowiązki dowódcy dywizjonu technicznego 78 pr OP kpt. Krzysztofowi Przykowi. W jakim stanie był przekazywany dywizjon ? Według zapisów w protokóle przekazania dowodzenia stan wyszkolenia dywizjonu był następujący:

  • gotowość do działań bojowych– 4.52 (wg komisji DWOPK);
  • szkolenie strzeleckie– 3.80 (wg komisji 2 KOP);
  • szkolenie fizyczne– 4.51 (wg komisji 2 KOP);
  • musztra– 3.93 (wg komisji 2 KOP).


Od lewej: ppłk Zbigniew Przęzak, ppłk Zbigniew Parol i kpt. Krzysztof Przyk.
Foto 10. Spotkanie przy kawie po przekazaniu dowodzenia dywizjonem technicznym. Od lewej: ppłk Zbigniew Przęzak, ppłk Zbigniew Parol i kpt. Krzysztof Przyk.

Dnia 24.03.1989r. rozpoczynałem nowy etap służby wojskowej na drugim końcu Polski w Bemowie Piskim. 

[ Do spisu treści ]

  Zobacz więcej:  

Cykl artykułów “Wspomnienia i refleksje przeciwlotnika” obejmuje następujące okresy służby wojskowej autora:
      - 1964-1972: Droga do gwiazdek - Kamień Pomorski - Łobez - Warszawa - Część I;
      - 1972-1981: 38 dywizjon artylerii OPK - Stargard Szczeciński - Część II;
      - 1981-1985: 37 dywizjon artylerii OPK - Glicko k. Nowogardu - Część III;
      - 1985-1989: 78 pułk artylerii OPK - Mrzeżyno - Część IV;
      - 1989-1991: Centrum Szkolenia Specjalistów Wojsk Rakietowych - Bemowo Piskie - Część V
      - 1992-1998: Oddział WRiA 2 KOP - Bydgoszcz - Część VI.
 

 

1 Od 1991 zmiana nazwy na 78 pułk rakietowy OP.

 

Fotografie ilustrujące "Wspomnienia ..." pochodzą ze zbiorów prywatnych. Nie jestem w stanie określić ich autorów. W przypadku pozyskania informacji o autorach, z przyjemnością umieszczę ich nazwiska w podpisach zdjęć lub na życzenie autora zdjęcia, usunę z publikacji.