Po rozformowaniu 37. dywizjonu rakietowego OP w Glicku, otrzymuję propozycję objęcia
stanowiska oficera szkolenia bojowego w sztabie 26. Brygady Rakietowej OP w Gryficach.
Nie miałem wielu wątpliwości czy przyjąć to stanowisko. Nawiasem mówiąc zadzwonił do mnie
z tą propozycją ówczesny zastępca dowódcy 26 BR OP ds. liniowych płk Henryk Kaźmierowski.
Byłem razem z nim na poligonie w Aszułuku oraz mieliśmy wiele kontaktów po linii służbowej
w trakcie mojej służby na stanowisku szefa sztabu 37. dr OP. Takiej propozycji się nie odmawia.
Umawiam się na rozmowę i po określeniu moich zadań, przyjmuję propozycję i zostaję
wyznaczony na to stanowisko.
Zostałem wyznaczony jako oficer szkoleniowy na Akordzie w 41. dr OP, lecz moim miejscem
pracy był sztab brygady. Do Mrzeżyna miałem dojeżdżać na treningi pracy bojowej przydzielonych
dywizjonów, sztabu brygady oraz na prace techniczne.
W kwietniu 1990 r. ostatecznie żegnam się z miejscem dyslokacji byłego 37. dr OP i melduję
się w Gryficach. Jest to moje kolejne wyzwanie w trakcie mojej kariery wojskowej.
Owszem wiedziałem na czym polega praca bojowa, ale nigdy nie szkoliłem całego
dywizjonu w tym zakresie. Pan mjr Marian Walentynowicz przeniósł się już do 3. KOP we
Wrocławiu i w zasadzie nie można było nikogo się poradzić. Z tego co pamiętam było
to okres formowania się od nowa sekcji szkolenia bojowego w brygadzie (a w zasadzie
oficerów szkoleniowych) gdyż prawie wszyscy “wykruszyli się”. Albo odeszli
do cywila albo przenieśli się do innych Związków Taktycznych.
System szkolenia bojowego oparty był na czterech urządzeniach AKKORD. Co prawda były
to urządzenia uniwersalne, mogące być podłączone do PZR S–75M Wołchow lub do PZR S–125M Newa,
lecz w zasadzie nastąpiła pewna specjalizacja. Akkordy rozmieszczone były w:
36 dr OP Dobra Szczecińska – do szkolenie obsług S–75M Wołchow;
41 dr OP Mrzeżyno – do szkolenia obsług S–125M Newa;
42 dr OP Ustronie Morskie – do szkolenia obsług S–75M Wołchow;
67 dr OP Unieście – do szkolenia obsług S–125M Newa.
Jeżeli chodzi o techników to z obsadą nie było problemów, lecz z oficerami było
krucho. W 36 dr OP funkcję tą objął, w tym samym czasie co ja, kpt. Andrzej Błaszyński,
w 41 dr OP byłem ja, w 42 dr OP był por. Waldemar Gęsior (objął stanowisko niewiele
wcześniej ode mnie), w 67 dr OP oficerem szkolenia bojowego był doświadczony mjr Czesław Świdziński.
Starszym oficerem szkoleniowym w tym czasie był ppłk Lesław Kmicikiewicz były dowódca 66 dr OP
Wicko Morskie (rozformowany razem z 37 dr OP), którego doświadczenie w szkoleniu bojowym
również nie było zbyt wielkie.
Powstał więc problem: “Co zrobić aby zostać oficerem szkoleniowym z pełnego zdarzenia?”
Jedyną możliwością było zorganizowanie krótkiego kursu, szkolenia pod kierunkiem mjr. Świdzińskiego
w 67 dr OP. Przełożeni zgadzają się na tą propozycję i wyjeżdżamy do Unieścia na szkolenie.
Uczestniczą w nim kpt. Zbigniew Żołna, kpt. Andrzej Błaszyński i por. Waldemar Gęsior. Rozpoczynamy
szkolenie.
Dowiadujemy się wielu ciekawych rzeczy. Na czym polega szkolenie bojowe dywizjonu, co
to jest nalot symulowany, czemu on ma służyć, jak się go tworzy, jak ocenia się prace bojową
dywizjonu, a w dalszej kolejności sztabu brygady i całej brygady. Są to dla nas nowe ciekawe
wiadomości. W trakcie szkolenia każdy z nas opracował i wypróbował na Akkordzie swój nalot.
Okazało się że skonstruowanie nalotu symulowanego na dywizjon nie jest takie proste. A co
dopiero nalot na ugrupowanie złożone z trzech lub czterech dywizjonów.
Poznajemy zasadę pracy Akkordu, jego możliwości techniczne. Bez tego nasze wysiłki
spełzłyby na niczym. Po tygodniowym szkoleniu wracamy do sztabu brygady wzmocnieni
uzyskaną wiedzą, umiejętnościami i pewniejsi w tym co należy robić. Szkolimy, siebie
oraz całą brygadę. Nabieramy wprawy i doświadczenia w naszej robocie.
Doświadczenie nasze i umiejętności są podnoszone również podczas naszych corocznych
spotkań–szkoleń wszystkich oficerów szkolenia bojowego Wojsk Rakietowych.
Doroczne spotkanie kadry (w 4 BR OP) zajmującej się szkoleniem bojowym w dywizjonach, ZT i ZO oraz WLOP.
Foto: Archiwum Zbigniewa Żołny.
Na wyżej przedstawionym zdjęciu, w pierwszym rzędzie od lewej: Bernard Sawicki, Andrzej Kubiak, ???, Zbigniew Żołna, ??? i
Waldemar Kluczyński.
W drugim rzędzie od lewej: Tadeusz Borodziuk, Ryszard Szulich, Grzegorz Gajdulewicz,
Andrzej Kamiński, Marian Walentynowicz, Edward Strzelecki, Wiesław Hmielowski i ???.
W trzecim rzędzie od lewej: Sławomir Maciejewski, Jerzy Wawak, Stanisław Seruga, Ireneuszk Perak,
Ignacy Marcinkiewicz, Longin Kędzierski, ???, Grzegorz Wróbel, Andrzej Til, Stanisław Słysz i Jan Wasiszek.
W czwartym rzędzie od lewej: Wiesław Gościłło, Tadeusz Karkocha, Ryszard Pazik, Jacek Szparaga,
Sylwester Królak, Wiesław Dudziński, Piotr Jurek, Waldemar Gęsior, ???, Andrzej Błaszyńsk, ??? i Jarosław Jankowski.
W piątym rzędzie od lewej: ???, ???, Florian Koziej, ???, Adam Uljasz, Włodzimierz Krakówka, ???,
Lassota, Tadeusz Wąchocki, Dariusz Karczmarz, Jan Skrzypczak, Janusz Burkacki, Czesław Nierebiński,
???, Grzegorz Walczak i ???.
Płk Tadeusz Wąchocki – oficer odpowiedzialny za szkolenie bojowe całych wojsk
rakietowych organizował takie spotkania corocznie w miesiącach jesiennych. Zasadą było, że w
każdym roku organizowano takie szkolenie w innym Związku Taktycznym. Trwały one trzy dni, a
poruszana problematyka była różnorodna. Oczywiście wykłady i zajęcia nie prowadził
sam płk Wąchocki lecz wyznaczał do tego innych oficerów szkoleniowych z tzw. terenu.
Dzieliliśmy się swoimi uwagami, problemami, doświadczeniami. Podpatrywaliśmy nowinki
wprowadzane przez innych. Dokonywano oceny roku, uzyskanych ocen podczas kontroli, błędów.
Wyznaczano zadania na przyszły rok. Podczas jednego wieczoru organizowane było spotkanie integracyjne.
Byliśmy bardzo zgraną paczką w skali całych Wojsk Rakietowych. Podczas jednego
takiego szkolenia organizowanego na bazie 4 BR OP bardzo spodobał się zorganizowany
tam Brygadowy Ośrodek Szkolenia Specjalistycznego (BOSS). Usytuowany był w jednym z
pomieszczeń sztabu brygady. Rozwiązywało to jeden podstawowy problem: skracało i upraszczało
szkolenie podczas tzw. treningów dwuszczeblowych. Nie było konieczności organizowania
wyjazdu grupy bojowej brygady do Mrzeżyna, gdzie zorganizowane było szkolne stanowisko
dowodzenia. Taki wyjazd niejednokrotnie trwał długo i cały dzień zajmował oficerów brygady.
W 1993 roku zwalnia się stanowisko starszego oficera szkoleniowego 26 BR OP i
dowódca brygady, płk Zbigniew Parol, wyznacza mnie na to stanowisko. Jednocześnie
w tym roku zostaję mianowany do stopnia majora.
Czuje wielką odpowiedzialność. Zostaję odpowiedzialny za szkolenie bojowe całej brygady.
Odpowiedzialny za organizację, wyniki i wiele innych spraw. Co prawda wiedziałem jak
to wszystko jest zorganizowane, ale co innego oceniać dywizjon i jego obsługę bojową,
a co innego oceniać wszystkie dywizjony, a szczególnie grupę bojową brygady z dowódcą na czele.
Ale pamiętam dokładnie słowa mjr. Świdzińskiego podczas naszego szkolenia w Unieście – “Pamiętajcie,
to wy wiecie jaki jest cel nalotu, to wy wiecie jakie cele i w jakiej kolejności mają
być ostrzelane, to wy oceniacie. Nie należy bać się dowódcy brygady czy jego zastępcy.
Oceniajcie i wytykajcie popełnione błędy bo tylko tak można w przyszłości ich uniknąć”.
Spadło to teraz na mnie. Pierwsze treningi dwuszczeblowe były prowadzone troszeczkę niepewnie,
lecz z upływem czasu nabierało się wprawy. Zobaczyłem, że dowódca to normalny człowiek, który
ze spokojem przyjmuje uwagi i nie obraża się. Tak powinno być.
Zaczynamy borykać się znowu z brakiem oficerów szkoleniowych. Mój były etat jest wolny,
kpt Waldemar Gęsior odchodzi na Śląsk, mjr Świdziński zwalnia się do cywila. Zostaję sam
wraz z mjr Andrzejem Błaszyńskim. Co prawda technicy na Akkordzie są bardzo doświadczeni, lecz
są w stopniu chorążego. A oceniać dywizjon powinien oficer. Szukam oficerów, doświadczonych
w pracy bojowej. Po wielu staraniach (dowódcy dywizjonów nie chcieli pozbywać się zbyt
łatwo dobrych oficerów) przekonuje dowódcę brygady aby wyznaczył na stanowisko oficera
szkoleniowego przy 67 dr OP ppor. Piotra Jurka (obecny Szef Wojsk OPL Sił Powietrznych), a
na takie samo stanowisko przy 41 dr OP por Jarosława Jankowskiego, w 42 dr OP na to
stanowisko został wyznaczony kpt. Andrzej Kamiński.
Ostateczny skład sekcji szkolenia bojowego 26 BR OP, który dotrwał do rozwiązania
brygady był następujący:
Przystępuję do zorganizowania Brygadowego Ośrodka Szkolenia Specjalistycznego
w sztabie brygady, wzorem kolegów z brygady gdyńskiej. Po wielu poszukiwaniach, uzgodnieniach,
znajduje pomieszczenie w domku obok kantyny żołnierskiej. Dowódca brygady jest po mojej
stronie i dostaję zielone światło.
Jedynym problemem było doprowadzenie łączności. Ale doświadczeni łącznościowcy i
z tym sobie poradzili. Po niedługim czasie BOSS zostaje uruchomiony. Przekazuje go
chor. Piotrowi Rybackiemu, który od tej pory zostaje odpowiedzialnym za utrzymanie
w gotowości, porządki i przygotowanie do pracy bojowej. Chorąży ten miał pod sobą
również ruchome stanowisko dowodzenia, które rozwijane było podczas zgrupowań poligonowych.
Jednocześnie prowadzi on w tym miejscu szkolenie planszecistów, którzy będą skierowani
do dywizjonów oraz do dyspozycji SD brygady. Do tej pory szkolenie takie prowadzone było na PłSD.
Jak widać taki ośrodek szkoleniowy rozwiązywał wiele problemów, a przede wszystkim
upraszczał proces szkolenia bojowego grup bojowych brygady. Od tej pory dwuszczeblowy
trening pracy bojowej trwał ok. 2 – 2,5 godz. łącznie z dojściem obsady SD do BOSS.
Proces szkolenia bojowego byłby bardzo spłycony, gdybyśmy opierali się tylko i
wyłącznie na dokumentacji (nalotach) stworzonych przez poprzedników. W związku z powyższym
podejmuję decyzję, aby każdy z oficerów wykonał jeden nalot dwuszczeblowy w ciągu miesiąca.
Było nas czterech, więc nasza biblioteka nalotów szybko zaczęła rosnąć. Urozmaicało to szkolenie.
Na początku lat 90–tych nastąpił wielki bum i powszechna chęć uzupełniania
swojego wykształcenia przez kadrę zawodową, a szczególnie oficerów po Wyższych Szkołach
Oficerskich. W 1994 roku za zgodą dowódcy brygady rozpoczynam studia na Uniwersytecie
Opolskim na Wydziale Matematyczno–Fizyczno–Chemicznym o kierunku Wychowanie
Techniczne i specjalności Podstawy Techniki z Informatyką. Studia te kończę w 1996 r.
obrona pracy magisterskiej i uzyskaniem tytułu magister techniki.
Jednym z najważniejszych punktów szkolenia bojowego sił brygady były zgrupowania
poligonowe. Organizowane one były z reguły przy 21 Centralnym Poligonie Lotniczym w Nadarzycach.
W zgrupowaniu uczestniczyły wszystkie dywizjony brygady. Trzy dywizjony wykonywały
manewr ze sprzętem i uczestniczyły w pierwszym zgrupowaniu dwa tygodnie. Następnie
zmieniały się tylko obsługi. Każda po dwa tygodnie. Zmieniała się też obsługa SD 26. BR OP,
kwatermistrzostwo i inni funkcyjni zgrupowania. Oficerowie odpowiedzialni za szkolenie
bojowe przebywali na poligonie przez wszystkie trzy turnusy.
Koszary 21 CPL w Nadarzycach. Na schodach przed wyjściem na zajęcia siedzą, od
lewej chor. Jerzy Dąbrowski, kpt. Henryk Dynakowski. Stoją od lewej: por.
Jacek Waryszak, mjr Zbigniew Żołna, i kpt. Tytus Sadzak. Foto. Z archiwum Zbigniewa Żołny.
Był to praktyczny trening w zwalczaniu celów niskolecących. Dla dywizjonów manewrujących
był to również sprawdzian umiejętności dokonania manewru na dużą odległość. Na koniec
każdego turnusu dokonywano oceny umiejętności pracy bojowej obsług baterii radiotechnicznej,
baterii startowej oraz grupy bojowej brygady. Moim zdaniem było to najlepsze szkolenie.
Cele latały na małych lub bardzo małych wysokościach, na tle odbić od przedmiotów terenowych.
Urządzenia Akkord mogły dodatkowo emitować zakłócenia radioelektroniczne.
Okazja, można posiedzieć za sterami 30–to letniego weterana , Mi–2. Poligon Nadarzyce. Foto. Z archiwum Zbigniewa Żołny.
Intensywność lotów realnych była bardzo duża. Operatorzy RS śledzili po kilkaset celi w
ciągu dwóch tygodni. Duża ilość celi była ostrzelana przy pomocy imitatora rakiety
umieszczonego na SNR. Cały czas poligonowy poświęcony był tylko i wyłącznie pracy bojowej.
Nie zajmowano się niczym innym. Całe życie dywizjonowe w miejscu stałej dyslokacji (MSD) pozostawało
z boku. Próbowano zorganizować takie szkolenie w MSD, wyznaczając do tego odpowiedni
skład z baterii radiotechnicznej i startowej, lecz nie zdawało to egzaminu. Życie codzienne
w dywizjonie wymuszało pewne przerwy w takim szkoleniu. Nie ma to jak wyjazd poza MSD.
Jednym z takich rozwiązań był wyjazd grupy bojowej do innego dywizjonu aby oderwać się
od problemów życia codziennego. Było to lepsze lecz to nie zdawało do końca egzaminu.
Zbyt bliskie położenie dowódców i kadry kusiło do prób skracania dnia poligonowego, do
prób wyjazdu do rodzin. Jednym słowem wyjazd na poligon to szkolenie, szkolenie i
jeszcze raz szkolenie.
Innym rodzajem szkolenia bojowego były realne strzelania na poligonie w Ustce.
Takie strzelania były ukoronowaniem tego co reprezentuje sobą dywizjon. Przecież takie
jest zadanie Wojsk Rakietowych. Niszczenie celów powietrznych. Był to również rodzaj poligonu,
na którym trenowano zasady pracy bojowej ale szczególną uwagę zwracano na strzelania realne.
W tym rodzaju zgrupowania udział brały również obsługi baterii, bądź plutonów technicznych.
Należało przecież przygotować rakiety do startu. Podczas takiej pracy bojowej, podczas
takiego poligonu oceniano kompleksowo cały dywizjon. A w zasadzie jego obsługi bojowe.
Niestety życie nie jest usłane różami. Zmienili się moi przełożeni i jakoś nie mogłem
się z nimi dogadać. Mieliśmy różne zdania na wiele tematów. Być może to była po trochu moja wina.
Nie mniej koniec końcem postanawiam rozstać się z tak prężną sekcją szkolenia bojowego. Przełożony
postawił mi jednak warunek: muszę znaleźć swojego następcę.
Szykowała się więc kolejna walka z dowódcami dywizjonów o oficera. Znalazłem go jednak.
Proponuję wyznaczyć na swoje stanowisko kpt. Grzegorza Walczaka, szefa sztabu w 40. dr OP.
Po akceptacji tej kandydatury w 1997 roku rozstaję się z Wydziałem Szkolenia brygady i
sekcją szkolenia bojowego.
Zostaję wyznaczony na wolne stanowisko oficera ds. maskowania oraz ochrony i obrony naziemnej.
Nie jest to dla mnie nowy temat. Podobnymi sprawami lecz w mniejszej skali zajmowałem
się jako pomocnik szefa sztabu dywizjonu. Do moich obowiązków należał nadzór nad
ochroną i obroną naziemną w sztabie brygady oraz podległych dywizjonach.
Temat ten dość istotny w tamtych czasach (i chyba obecnie) był bardzo spłycany
przez osoby odpowiedzialne. Wielokrotnie ochrona ta sprowadzana była tylko i wyłącznie
do wykonania planów ochrony i obrony, wykonania ładnych szkiców. Wielokrotnie nie
były one przemyślane, przerastały możliwości dywizjonu, nie uwzględniały realnych możliwości.
Plany “na wyrost” robione były nie tylko na czas “W” ale i
niejednokrotnie na tzw. stałą gotowość bojową. Borykam się z dowódcami plutonów i
pomocnikami szefów sztabów w tym temacie próbując coś zmienić. Nakazuję naprawę
ogrodzeń, łatanie dziur, odświeżanie wartowni. Niestety w miejsce załatanych dziur
powstają nowe wykonane przez uciekających na tzw. lewiznę żołnierzy służby zasadniczej.
Brakuje pieniędzy na remonty.
W między czasie brygada poddana jest Inspekcji Departamentu Kontroli MON z przewodniczącym
gen. bryg. Marian Mainda. No i niektórym otwierają się oczy. Dział ten podlegał również kontroli.
Pamiętam doskonale nazwisko inspektora: kmdr. ppor. Dariusz Purcel. Bardzo skrupulatny i
dokładny w tym temacie. Potrafił przebrać się w umundurowanie polowe i przejść trasą patrolowania
jaką powinny przechodzić patrole ochronne w stałej gotowości bojowej. W jednym z dywizjonów
wyraźnie było widać jak żołnierze skracali ją sobie. Dobrze, że był to w zasadzie przypadek
jednostkowy. Nie mniej jednak wytknięto go nam. Na podsumowaniu, za sprawą innych kontrolowanych dywizjonów,
otrzymaliśmy ocenę dobrą, ale gorzkie słowa na temat organizacji systemu ochrony i
obrony bezpośredniej padły. Inspekcja wypada dobrze i brygada otrzymuje ocenę 4,18.
Nadzór nad ochroną w dywizjonach nie zajmuje mi zbyt wiele czasu. Do moich obowiązków
należało również wydawanie przepustek stałych na teren sztabu brygady. Nie mniej jednak
było to zbyt mało zadań.
W 1998 r. jadę również na poligon do Nadarzyc. Jestem tam odpowiedzialny za
zorganizowanie systemu ochrony i systemu służb dyżurnych. Jestem wyznaczony na stanowisko
komendanta poligonu. Nie rozstaje się więc z Wydziałem Szkolenia. Niejednokrotnie, podczas
pobytu na poligonie, proszony byłem o udzielenie rad. Wiele razy służyłem pomocą. Praca
bojowa to był mój żywioł. Ale poligon trwa tylko 2 miesiące. Wracamy do Gryfic i
dalej szarość życia codziennego. Po zrealizowaniu zaleceń pokontrolnych praktycznie
zajmuje się tylko wydawaniem przepustek. Pełnię te obowiązki jeszcze przez ok. 1 rok.
W 1998 roku zwalnia się stanowisko dyżurnego operacyjne Stanowiska Dowodzenia 26 BR OP.
Na moja prośbę szef sztabu płk Leszek Sitarek przekonuje dowódcę brygady i ten wyznacza mnie
na ten etat. Kolejne doświadczenie i kolejne zadania.
Moim miejscem służby zostało 28. Połączone Stanowisko Dowodzenia (28 PłSD) w Pruszczu Gryfickim.
Co to jest PłSD? Z PłSD dowodzili swoimi siłami i środkami dowódcy: pułku lotnictwa
myśliwskiego, batalionu radiotechnicznego i dowódca Brygady Rakietowej. Obowiązki
dowódcy 28. PłSD w Pruszczu Gryfickim pełnił dowódca 26. Brygady Rakietowej OP.
Upraszczało to wiele spraw w procesie dowodzenia. Przede wszystkim wszyscy
dowódcy plm, brt i wojsk rakietowych byli zgromadzeni w jednym miejscu, w razie
potrzeby konsultacji nie było z tym problemów, bardzo skrócony był czas od momentu
podjęcia decyzji do przekazania jej albo lotnictwu albo wojskom rakietowym.
W stałej gotowości bojowej dyżury na PłSD pełniły służby dyżurne. Do nich należeli
dyżurni operacyjni poszczególnych rodzajów wojsk, nawigatorzy, planszeciści oraz obsługi
stacji radiolokacyjnych. Dyżur trwał 24 godziny.
Najwięcej pracy podczas normalnych codziennych służb na PłSD mieli operacyjni oraz obsługi
z wojsk radiotechnicznych. Tutaj stacje pracowały na okrągło. Przestrzeń powietrzna
cały czas monitorowana, a wszystkie statki powietrzne prowadzone i śledzone.
Nie można było pozwolić sobie na chwilę przerwy. Bo przecież ruch w powietrzu był i jest
do dzisiaj cały czas. Samoloty pasażerskie latają i trzeba je przeprowadzić przez cały
czas pobytu w przestrzeni powietrznej kraju do ewentualnego momentu wylądowania (co robi
już obsługa na lotnisku docelowym).
Obsługi (a w zasadzie nawigatorzy) lotnictwa myśliwskiego mieli najwięcej pracy
podczas wykonywania lotów szkolnych przez pułki lotnictwa myśliwskiego. W takim przypadku
jeden dyżurny nawigator nie wystarczał. Na ten czas siły były wzmacniane drugim, a nawet
trzecim nawigatorem w zależności od planowanej intensywności lotów. Stanowisko nawigatora
było bardzo ważnym stanowiskiem z punktu wiedzenia bezpieczeństwa ludzi w powietrzu.
Nawigatorzy byli umieszczenie w osobnym pomieszczeniu za szybą (aby mieć tylko kontakt wzrokowy).
Podczas lotów szkolnych nie wolno było zajmować ich niczym innym niż tylko pracą i nawigowaniem
samolotów. Wielki ruch robił się dopiero wtedy, gdy coś zepsuło się podczas ich pracy. Ale
takich sytuacji było bardzo mało.
Do moich zadań należało utrzymywanie bezpośredniego kontaktu ze służbami dyżurnymi,
zbieranie meldunków codziennych, przekazywanie ich dowódcy brygady oraz do stanowiska
dowodzenia 2 KOP. Służba dyżurnego operacyjnego stanowiska dowodzenia 26 BR OP była
prawą ręką dowódcy brygady w stałej gotowości bojowej i po godzinach służbowych.
Należy zaznaczyć, że dywizjony nie pełniły już dyżurów bojowych.
Trochę inne zadania i obowiązki spadały na obsadę PłSD podczas treningów pracy bojowej
w ramach dwuszczeblowych treningów zgrywających system ognia PłSD. Podczas tych treningów
obsady poszczególnych rodzajów wojsk były wzmacniane. Na PłSD przybywał dowódca brygady lub
jeden z jego zastępców i stawał się jednocześnie dowódcą PłSD.
Funkcyjni wojsk rakietowych wzmacniani byli, między innymi, obsadą zautomatyzowanego
systemu dowodzenia i wskazywania celów WEKTOR 2WE. Wśród nich jednym z ważniejszych
był oficer, który wskazywał i przydzielał poszczególne cele dywizjonom rakietowym
zgodnie z decyzją oficera operacyjnego wojsk rakietowych. Należy nadmienić, że system pozwalał
na dowodzenie w systemie zauomatyzowanym 14–toma dywizjonami rakietowymi i jednocześnie
naprowadzać na cel 5 samolotów myśliwskich.
W dużym skrócie praca bojowa wyglądała następująco. Batalion radiotechniczny prowadził
wszystkie cele powietrzne przy wykorzystaniu swoich stacji radiolokacyjnych. Sytuacja powietrzna
była zobrazowywana na wskaźnikach obserwacji okrężnej, jak i również na planszetach. Na tych
planszetach zobrazowywana była również sytuacja powietrzna z terenowych posterunków radiolokacyjnych.
Analizę stuacji powietrznej prowadzili: oficer rozpoznania, szef sztabu i dowódca, na jej podstawie
dowódca podejmował decyzję o kolejności oddziaływania na cele powietrzne. Czy dany cel przydzielić
w pierwszej kolejności do zwalczenia przez lotnictwo myśliwskie, które miało zdecydowanie
większy zasięg oddziaływania, czy cel ten przydzielić do zwalczenia wojskom rakietowym.
Oczywiście, gdy cel przydzielony był dla lotnictwa myśliwskiego w strefie ognia wojsk rakietowych
to dywizjony rakietowe miały zakaz oddziaływania. I odwrotnie: gdy cel przydzielono dla wojsk rakietowych
to należało wyprowadzić nasze lotnictwo ze stref ognia dywizjonów rakietowych. W każdym przypadku
należało dokładnie pilnować powyższych zasad.
Sytuacja powietrzna była również zobrazowana na wskaźniku, przy którym siedział oficer przydziału
celów przez system WEKTOR 2WE. Gdy cel przydzielony był wojskom rakietowym musiał on dokładnie
przeanalizować i upewnić się, który to jest cel i na komendę dowódcy PłSD, poprzez
wciśnięcie odpowiednich przycisków na klawiaturze przy wskaźniku, wskazać i przekazać cel
konkretnemu dywizjonowi. Po odebraniu sygnału przez dywizjon, jego kolumna antenowa
automatycznie ustawiała się na azymut i kąt podniesienia przydzielonego do zniszczenia celu.
Odbywało się to w myśl prostej zasady: jedną grupą przycisków wskazywał nr celu zgodnie
ze zobrazowaniem, a drugą grupą, która opisywała numery dywizjonów wskazywał konkretny dywizjon.
Po przyciśnięciu kolejnego odpowiedniego klawisza przekazywał poprzez cały system cel do dywizjonu.
Oczywiście cala klawiatura była bardziej rozbudowana. Można było przy jej pomocy wskazać
iloma rakietami ma być niszczony cel, czy można strzelać w pościgu, można było podać komendę
zakazu startu, odwołać wskazanie celu itp. Przy pojedynczym celu albo mało intensywnym nalocie
praca tego oficera nie była trudna. Ale w innych przypadkach musiał działać bardzo operatywnie.
Podczas mojej służby na tym stanowisku kilka takich treningów przeprowadzono.
W 2000 roku, za zgodą dowódcy płk. Andrzeja Tetkowskiego, zapisuję się na studia podyplomowe
na Uniwersytecie Szczeciński o kierunku “Rachunkowość”. Studia trwają dwa
semestry, kończę je w 2001 roku.
Mjr Zbigniew Żołna – pożegnanie ze sztandarem 26 BR OP – 01.12.2001.
Foto. Z archiwum Zbigniewa Żołny.
Pod koniec lat dziewięćdziesiątych rozwiązywano kolejne dywizjony. Siły i środki
26. BR OP kurczyły się w zastraszającym tempie. Przyszedł i czas na sztab brygady. W
2001 roku rozwiązana zostaje reszta dywizjonów oraz sztab brygady. Kończy się więc i
mój pobyt w gryfickiej brygadzie. Dalsze moje losy związane zostają z 78. pr OP m. Mrzeżyno.