Home - strona główna WRiA.PL – “Wspomnienia ...”.

 


POLSKA ZBROJNA NR 120-1995

Artur GOŁAWSKI

 

INFORMATYCY DO BOJU!


Z komputerem w... ogniu i kurzu

    Komputery gdzieś w lesie na przyczepie, a informatycy na poligonie ? Niemożliwe ! Zawsze wydawało mi się, że siedzą głęboko zaszyci w swoich kancelariach, oczekując na polecenie dowódcy, żeby szybko przepisać w edytorze jakiś nikomu niepotrzebny dokument.

    - A my tu przeszliśmy prawdziwy chrzest bojowy - mówi z dumą w głosie płk mgr inż. Zbigniew Przęzak, kierownik Nieetatowego Zespołu Informatyków (NZI) istniejącego przy 2 Korpusie Obrony Powietrznej. Zespołu, który stworzył "wysunięte stanowisko dowodzenia oparte na rozległej sieci komputerowej".

    Bez takiego systemu wojska rakietowe nie miałyby dziś racji bytu. A przecież nie tylko o prestiż istnienia tu chodzi. Zbieranie informacji, ich przetwarzanie i przesyłanie można uprościć, zautomatyzować i na tym zaoszczędzić. Przede wszystkim czas i pieniądze.

    Pięciu zapaleńców

    Zespół to trzej programiści: płk Zbigniew Przęzak, mjr Włodzimierz Bień i mjr Marian Mizerny oraz administrator sieci, por. Remigiusz Kulbaka i por. Krzysztof Wierzbicki odpowiadający za sprawy sprzętowe. W zeszłym roku ich skomputeryzowane stanowisko dowodzenia zostało zaprezentowane na szkoleniu kierowniczej kadry WP w Drawsku, potem odbył się pokaz pracy, ale bez działań bojowych. Dopiero w Ustce, podczas ćwiczeń "Karat'95" stanowisko zostało naprawdę "ostrzelane". W oparciu o ten system dowódca stawiał zadania, zapewniał bezpieczeństwo i orientował się na bieżąco zarówno w sytuacji bojowej, jak i warunkach pogodowych. Wszystko to można było od razu zobaczyć na ekranach monitorów.

    - Cały  ten czas działania stanowiska i komputerów obserwowaliśmy na naszym podglądzie trochę z duszą na ramieniu - mówią pracownicy zespołu. Na poligonie nie trzeba brać przecież poprawkę na kurz i zwykłego ludzkiego pecha. Na szczęście nic nie "padło" ani nic się nie zawiesiło jak to często z komputerami bywa.

    Po części merytorycznej ćwiczeń przybyli także z zagranicy goście mieli okazję zobaczyć sprzęt ich autorstwa z bliska. Na zorganizowanej w wielkim wojskowym namiocie specjalnej wystawie osiągnięć technicznych Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej, Marynarki Wojennej RP i Szefostwa Wojsk Łączności i Informatyki SG WP generalska delegacja spędziła ponad pół godziny. Zamiast planowanych 10 minut. Zainteresowanie przeszło wszelkie oczekiwanie. Gen. bryg. Witold Cieslewski, szef Wojsk Łączności i Informatyki SG WP był wyraźnie zadowolony.

    - Zrobiłbym to jeszcze raz, ale w większym namiocie i trochę bardziej profesjonalnie - powiedział później płk Przęzak.
              - Zgromadzenie  takiej ilości sprzętu na tak małej powierzchni utrudnia skupienie się na szczegółach. Wiele rzeczy umyka. Ale najważniejsze w takich momentach są kontakty. Ludzie dowiadują się, co, gzie i jak się robi. Następuje wymiana doświadczeń i myśli twórczej. Pozwala to na szybsze i sprawniejsze rozwiązywanie pojawiających się problemów. My informatycy i tak kiedyś będziemy musieli się wszyscy spotkać. Choćby po to, aby ustalić wspólne standardy i zapewnić kompatybilność sprzętu i oprogramowania.

Żelastwo

    NZI bazuje jeszcze w znacznej części na przestarzałych komputerach jak na wymagania współczesnego pola walki. IBM PS1 do naszych potrzeb jeszcze wystarczają - mówią członkowie zespołu - gdzie indziej jednak taki sprzęt wycofuje się już z użycia. U nas zdaje on doskonale egzamin. Wojsko jest biedne i nie możemy pozwolić sobie na takie rozrzutne marnotrawstwo. Nawet poczciwe AT-ki znajdą swoje zastosowanie. Oczywiście nie jako serwery, lecz jako stacje robocze, np. w sztabowej sieci w Bydgoszczy. Ale wiemy też, że w niektórych jednostkach szczęściem byłoby mieć nawet takie "żelastwo". Za to kiedy inni narzekają na niemożność, my nie mamy czasu i chęci na czcze gadanie. Robimy swoje i wygrywamy - tłumaczą strategię działania. Naszym atutem jest też wyrozumiały dowódca. NZI podlega bezpośrednio szefowi sztabu korpusu, który niejednokrotnie przekonał się, że pieniądze przekazane informatyką nie pójdą nigdy w błoto, a zespół w chwilę po zasponsorowaniu znów z czymś nowym "wyskoczy". Dowódca 2 KOP gen. bryg. pil. Mieczysław Walentynowicz także jest zadowolony - pieniądze się nie marnują, sprzęt działa i są efekty, których niejeden może mu pozazdrościć. Jeszcze raz okazało się, że najwięcej zależy od ludzkich chęci i dobrej woli.

    Na stanowisku dowodzenia do pracy zaprzęgnięto sieć Novella, choć dziś nie jest to już szczyt techniki. Po prostu trzeba było się na coś zdecydować, a pieniędzy było mało. Novell oferuje zaś stosunkowo tanie oprogramowanie. Karty rozszerzeń sieciowych także nie były zbyt drogie. Bez specjalnych ceregieli wybór padł więc na ten standard.

    - Wszelkich rozterek wyzbyłem się już w 1988r. w Bemowie Piskim. Tam okazało się, ze albo działasz, albo nie i wtedy zostajesz w tyle - wspomina płk Przęzak.
              - Nie ma co narzekać. Nasz system już działa i to jest wielki atut. Wiem, że kiedyś przesiądziemy się na lepsze komputery i że nas ta zmiana nie zaskoczy. My w 2 KOP będziemy mieli zawczasu przygotowane do tego oprogramowanie.

Informatycy, łączcie się !

    Ale chyba nie będziecie jak przysłowiowy pies ogrodnika i podzielicie się tym z innymi potrzebującymi żołnierzami ? - zadaję chyba drażliwe pytanie.
              Tak, ale nasza taktyka jest trochę inna - tłumaczą ludzie z NZI. Trafiają do nas różni zainteresowani uzyskaniem jakiegoś oprogramowania. Mówimy wtedy: dlaczego mamy pracować osobno, przyłączcie się do nas, zrobicie dla całego zespołu jakiś program, a my wam odstąpimy całość naszego dorobku. Lenie nie mają tu czego szukać. W ten sposób mamy już ponad 40 oryginalnych, bardzo pomocnych w pracy aplikacji, w tym kilka użytecznych baz danych. Staramy się tworzyć programy jak najprostsze w obsłudze. Tak aby wojskowy, który nie musi przecież być informatycznym omnibusem, mógł łatwo przełamać psychiczną barierę kontaktu z komputerem i szybko nauczyć się jego obsługi. Takich programów niestety nie można kupić  na rynku, a ich zamówienie w prywatnej firmie kosztowałoby... trudno nawet powiedzieć dokładnie ile. Na pewno dużo. Wojska na to nie stać.

    Sprzęt komputerowy zabłądził już w Polsce pod strzechy i tak jak kiedyś każdy nasz rodak był lekarzem albo politykiem, teraz jest informatykiem. Wszyscy wiedzą najlepiej, co komu jest potrzebne. Ale żeby stworzyć dobry program komputerowy dla obsługi konkretnego stanowiska bojowego trzeba być najpierw w jednostce liniowej. Tam naprawdę poznaje się realia służby, sprzęt i ludzi. Tam można ocenić jak łatwy musi być w obsłudze, jaki powinien mieć "styl".

    Czy ktoś, kto nie był nigdy księgowym stworzy dobry arkusz kalkulacyjny ? - pytają retorycznie informatycy z NZI. Odpowiedź może być tylko jedna: nie ! No właśnie, dlatego ludzie z zespołu mają za sobą praktykę liniowa. Choć wcale nie są, oprócz por. Kulbaki, cybernetykami-informatykami. Pułkownik jest elektromechanikiem, ktoś inny ... humanistą, następny "wrotowcem" (czyli rakietowcem). Łączy ich właśnie linia. Potrafią zamienić bezużyteczny mebel - jakim jest komputer stojący w sztabie - w użyteczne medium ułatwiające człowiekowi pracę i życie. Systemy połączą w sieć, zainstalują pocztę elektroniczną, nauczą ludzi obsługi. Po miesiącu nie wyobrażasz sobie, że kiedyś mogłeś obejść się bez sieci i komputera - mówią w sztabie jednostki w Bydgoszczy. Kiedy wyjazd do Ustki wisiał w powietrzu, ludzie jak ognia zaczęli unikać kontaktu z informatykami, bo ci mieli zadanie "rekwirować" sprzęt na poligon ! A na czym będziemy pracować ? - pytali trochę sfrustrowani. Zostawiliśmy im ich własne głowy i maszyny do pisania - śmieje się płk Przęzak.

Bez intruzów

    Skomputeryzowane stanowisko dowodzenia wygląda naprawdę imponująco i komfortowo. Czuje się XXI wiek. Wiemy czyj samolot, gdzie i z jaką prędkością leci, wiemy w czyim znajduje się polu rażenia, w kilka sekund uzyskujemy połączenie z baterią, której można wydać odpowiednie polecenia. Wszystko jest pod kontrolą. Nie ma obawy, że szyki popsuje jakiś wirus lub sieciowy intruz. Wszystko jest zabezpieczone albo programowo (na każdym istotnym poziomie działania wymagane są hasła dostępu), albo sprzętowo poprzez specjalne karty, na których niejeden komputerowy hacker połamałby sobie zęby. Wiemy o tym dobrze i nie jesteśmy podłączeni do żadnej sieci cywilnej, jaka jest, np. Internetu - mówią informatycy z NZI. Liczni młodzieńcy tylko marzą o takiej okazji, żeby tu się włamać i "namieszać" wydając np. rozkaz odpalenia rakiet. Niestety dla nich, a dla nas na szczęście, jest to w ogóle niemożliwe. Spać więc możemy spokojnie.